Ten dylemat powinni rozstrzygać także członkowie i mieszkańcy płońskiej SM, bo trend jest taki, by dzielić obecne spółdzielnie na wspólnoty, w których znacznie łatwiej kontrolować ponoszone koszty. W utrzymaniu spółdzielczości na dużą skalę przeszkadzają nie tylko politycy, ale sami najbardziej zainteresowani też.
Przez ostatnie 23 lata różni politycy i całe partie tak obrzydzały ludziom ideę i sens spółdzielczości w każdej formie, że nawet sami spółdzielcy uwierzyli, iż to wymysł „komuny" przyniesiony na bagnetach przez Armię Czerwoną. Kooperatywa jednak wywodzi się z krajów Zachodu, gdzie była skuteczna odpowiedzią na odhumanizowany kapitalizm. Nie czas tu na analizy historyczne, więc poprzestańmy na stwierdzeniu, że nawet spółdzielcom spółdzielnię obrzydzono, jako formułę molochowa tą, nieefektywną, na dodatek bardzo trudna do skontrolowania i rzeczywistego wpływu mieszkańca na sposób jej zarządzania.
Niestety, poza politykami w umacnianiu takie przekonania swój udział mają zarządy spółdzielni mieszkaniowych, niewidoczne rady nadzorcze oraz prawodawca, który pozostawił spółdzielniom zbyt wiele otwartych furtek do ucieczki przed wścibstwem członków tych społeczności. Wszystko to składa na się na sumę skandalicznie niskich frekwencji na zebraniach członkowskich, a to z kolei sprzyja umacnianiu się sprawdzonych układów. Sielskość rządzenia w przypadku dużej spółdzielni takiej jak płońska polega na tym, że o sprawach kilkunastu tysięcy mieszkańców jej zasobów decyduje bardzo wąziutka i umownie reprezentatywna grupa ludzi.
Z kolei wzrasta frustracja ludzi, którzy czują w portfelach ciężar podnoszonych co i raz kosztów utrzymania, a jednocześnie doskonale potrafią liczyć, wiedząc, ile czasu i wysiłku potrzeba na zgromadzenie niezbędnych kwot do godnego życia. Chcą więc, co naturalne, mieć większy i szybszy wpływ na rzeczywistość. Dlatego rośnie popularność wspólnot mieszkaniowych małych i średnich, w których łatwiej trzymać w ryzach koszty, stan zatrudnienia, wysokość płac administracji i prezesa, przy czym niejednokrotnie tenże prezes wykonuje także czynności pozabiurowe. To daje ludziom poczucie wpływu na zdarzenia, umożliwia podejmowanie bardzo szybkich decyzji, bez żmudnych procedur, a takie właśnie formalizmy zaduszają duże spółdzielnie mieszkaniowe.
W Płońsku od lat istnieje kilka wspólnot składających i z niewielu budynków. Wbrew przewidywaniom niektórych, mieszkańcy w większości chwalą sobie ich istnienie, choć te wspólnoty nie mają specjalnych dochodów z innych dziedzin, choćby wynajmu lokali na działalność handlowo-usługową, jak dzieje się to w SM.
W komentarzach od Czytelników już zapowiedziano, że mieszkańcy bloków spółdzielczych przy ul. Sienkiewicza rozważają oddzielenie się od płońskiej spółdzielni i utworzenie wspólnoty mieszkaniowej. Chwalą przy tym inne płońskie wspólnoty za porządek, rozsądek gospodarski, a także za fakt, iż osoba wybrana do zarządzania takim przedsiębiorstwem właśnie musi być dla nich, a nie odwrotnie. W kilku płońskich wspólnotach dochodziło już do szybkich podziękowań dla prezesów, jeśli tylko mieszkańcy zauważyli nieprawidłowości w jego działaniu. Dlatego chybotliwe to stołki, jak w każdej normalnej firmie.
W przypadku tworzenia wspólnot ich mieszkańcy-założyciele wybierają ewidentnie wyłącznie działalność mieszkaniową i związane z tym niezbędne działania - remonty, naprawy, docieplenia, bo po prostu na nic więcej pieniędzy nie wystarczy, lub szkoda je wydawać na inne cele niż prawidłowe i zgodne z oczekiwaniami mieszkańców zabezpieczenie budynków, łącznie z ich estetyką i utrzymaniem zarządzanego przez siebie terenu. Dlatego trudno się dziwić, że przy dość pasywnej polityce władz płońskiej spółdzielni tendencja wspólnotowa wzrasta.
To jest jeden z ostatnich dzwonków alarmowych, bo nawet jeśli PO nie dogada się z PiS w sprawie jeszcze głębszych zmian w prawie spółdzielczym niż dotąd, to korzystając z już istniejącego prawa tworzenie wspólnot trudne nie jest. A jeśli wielu członków płońskiej spółdzielni widzi dysproporcje w stylu zarządzania wspólnotami a spółdzielnią mieszkaniową, to tez mogą zechcieć wybrać wariant odcinania się od niemrawego molocha.
I co wtedy, gdy po kolei od SM zaczną odpadać w miarę nowe i dobrym stanie budynki, a przy spółdzielni pozostaną obiekty wymagające olbrzymich nakładów inwestycyjnych, by mogły nie tyle prezentować się dobrze, co prawidłowo i oszczędnie funkcjonować? Dodatkowo kurczenie się spółdzielni oznacza stałe obniżanie się wpływów, przy utrzymaniu obecnych stawek. Z kolei podnoszenie opłat eksploatacyjnych i remontowych zmiażdży finansowo mieszkańców starszych bloków, gdyż w znacznej liczbie są to emeryci i renciści oraz liczne grono osób bezrobotnych.
Kurczenie się zasobów spółdzielni musi też oznaczać redukcję zatrudnienia w administracji oraz w dziale technicznym. Tu także wspólnoty mogą łatwo udowodnić, że są bardziej efektywne, bo nie tworzą ekip technicznych, tylko je wynajmują nie ponosząc stałych kosztów pracy; podobnie obsługę księgową zlecają wynajętym specjalistom, chyba że mają pośród siebie takich fachowców i płacą im za usługę, a nie za etat.
Niestety, outsourcing w kilku dziedzinach do spółdzielczości mieszkaniowej się nie przebił, choć jest tańszy, gdy stosuje się go w miarę potrzeb bez obarczania się umowami, kosztami ZUS czy w różnych przypadkach kosztami postępowań w sądach pracy, łącznie z wypłacaniem sowitych rekompensat w przypadku przegranej.
Dlatego to zarząd spółdzielni , ale z udziałem samych spółdzielców, muszą udzielić odpowiedzi na pytanie: jaki kierunek wybieramy? Czy trwanie w skostniałej strukturze organizacyjnej z ogromnymi kosztami na płace dla zarządu, pracowników i wszystkimi z tym związanymi pochodnymi pozapłacowymi? Czy tylko z zadaniami dotyczącymi utrzymania i administrowania budynkami z przyległościami (czym zajmują się głównie wspólnoty)?
Czy też może rewitalizacją spółdzielczości z różnorodnością form działania, by mieszkańcom poza szczelnym dachem nad głową i ciepłą wodą w kranie dać coś więcej, czego nie dadzą małe przedsiębiorstwa wspólnotowe?
„Spółdzielnia jest autonomicznym zrzeszeniem osób, które zjednoczyły się dobrowolnie w celu zaspokojenia swoich wspólnych aspiracji i potrzeb ekonomicznych, społecznych, kulturalnych... Spółdzielnie opierają swoją działalność na wartościach samopomocy, samoodpowiedzialności, demokracji, równości, sprawiedliwości i solidarności". To cytat z dokumentu europejskiego, który powstał w związku z tym, że ubiegły rok był przez ONZ ogłoszony światowym rokiem spółdzielczości.
W Polsce ta wiadomość ledwie przemknęła, choć to na Zachodzie (tak, tak - nie na Wschodzie) różne formy spółdzielcze kwitną, mieszkaniowe także, ale działając właśnie znacznie szerzej niż tylko w obszarze zarządzania budynkami.
Od autora:
Dlatego nie dajmy sobie wmawiać, że spółdzielczość jest zła, że płońska Spółdzielnia Mieszkaniowa też jest zła; ona po prostu musi być znacznie szerzej otwarta dla mieszkańców, znacznie bardziej przejrzysta w zakresie decyzyjnym i finansowym, i w znacznie szerszym zakresie stale modernizowana, z planem, wizją i szeroką perspektywą.
Kwestia władz w spółdzielni jest wtórna wobec zasad i przyjętego planu, pomysłu na działanie w szybko zmieniających się realiach wewnętrznych i zewnętrznych. Więc jeśli ktoś wybiera się na walne zgromadzenie wyłącznie walczyć o zachowanie stołka i wpływów, a ktoś inny tylko po to, by o te frukta walczyć, to niech idzie... Będzie jak zawsze.
Lecz jeśli są tacy spółdzielcy (a są!), którzy chcą merytorycznych rozmów, a nie połajanek, koncepcji do omawiania, a nie schematycznych głosowań, to zapraszam do zapoznania się z treścią załącznika widocznego na górze strony. Są to propozycje do dyskusji właśnie o przyszłości płońskiej spółdzielni. Niektóre z nich można wprowadzać już, niektóre wymagają działań wieloletnich.
Większość z nich wymaga gruntownego omówienia, krytyki, korekty, podania alternatywy. Ale jak to zrobić, skoro na walnym czas na wypowiedź określono na trzy minuty, a trakcie kadencji władze spółdzielni nie palą się do dyskusji z członkami?
Ten dokument powstał w wyniku rozmów z innymi spółdzielcami oraz osobami nie związanymi z SM, będącymi fachowcami w swych dziedzinach. Wynika też z moich różnych obserwacji. Jesteśmy gotowi do szerszych omówień poszczególnych zagadnień. Na razie przedstawiam ten projekt i zachęcam do zgłaszania własnych rozwiązań dla stabilnego rozwoju spółdzielni i do dyskutowania o niej, bo warto. Jeśli nie, to będziemy tylko zlepkiem blokowisk, masa ludzi, których nic nie łączy, a wszystko irytuje. Pomyślmy wspólnie....
Jeśli nie uda się to na walnym, to już zapraszam do przyłączania się do tworzonego właśnie stowarzyszenia, którego jednym z głównych obszarów będzie działalność na rzecz rozwoju a nie uwiądu płońskiej spółdzielni mieszkaniowej. Rozwój - nie walka, dyskusja - nie połajanki, przyszłość - nie leciwe spory.
Piotr Kaniewski