Jeśli film Macieja Ślesickiego „Tato" z 1995 r. obrazuje patologię wymiaru sprawiedliwości w obszarze rodzinnym sprzed blisko 20 lat, to historia Marcina Wieczorka i jego syna Jakuba pokazuje, że niewiele się w tej materii zmieniło. Nadal rządzi stereotyp matki-Polki, a pojęcie wspólnego wychowywania dziecka w trosce o jego w miarę, zważywszy na okoliczności, stabilny rozwój psychiczny nie jest przez sądy rodzinne traktowane serio.
Historia Marcina Wieczorka, jego byłej żony oraz blisko czteroletniego dziś syna Jakuba oryginalna nie jest, bo rozstanie dwojga młodych ludzi, pozostawienie dziecka - decyzją sądu- przy matce, walka przed sądem oraz walka z sądem, to są historie znane, o których słyszy się niemal codziennie.
A pomimo tego, że poczucie krzywdy sądowej towarzyszy ojcom od dziesięcioleci, to nie ma chętnych, by ten chorobliwy ciąg przerwać.
Oryginalne w tej historii jest jednak to, że ojciec Jakuba nie tylko prowadzi z płońskim wydziałem rodzinnym sądu rejonowego kilkuletnią batalię, ale czynnie działa w Stowarzyszeniu „Dzielny Tata", które na znak solidarności z nim oraz dwoma innymi ojcami z terenu powiatu płońskiego we wtorek 10 września 2013 r. organizują pikietę przed Sądem Rejonowym w Płońsku, a potem chcą zablokować ruch na krajowej „siódemce".
„Polskie Sądy Rodzinne Przedsiębiorstwami Zarobkowymi"
- Manifestacja nie przypadkowo odbywa się w Płońsku akurat tego dnia, wtedy bowiem odbędzie moja kolejna rozprawa sądowa - mówi Marcin Wieczorek.
- Od półtora roku walczę o prawo do wychowywania własnego syna, który jest ofiarą przemocy psychicznej stosowanej przez jego matkę. A sąd wydaje stronnicze postanowienia i nie uwzględnia dobra dziecka, pozwala na jego krzywdzenie. Sąd nie dopuścił z mojej strony do przedstawienia istotnych dowodów w sprawie, potwierdzających, że syn jest maltretowany psychicznie i straszony mną przez matkę. Postanowienia sąd wydaje opierając się tylko na zeznaniach matki. Dodatkowo w sądzie panują układy towarzysko-rodzinne, co potwierdzają chociażby sprawozdania kuratorek przyznanych do sprawy, które ewidentnie poświadczają nieprawdę i niedopełniają obowiązków. Mam na to dowody. Pomimo posiadania niezbitych dowodów moje racje są zupełnie ignorowane, a ja jestem ofiarą niesprawiedliwych i krzywdzących postanowień, stąd zmuszony zostałem do głośnego zaprotestowania przeciwko temu systemowi. Ja i wszyscy ojcowie dyskryminowani w polskich sądach rodzinnych, które absolutnie nie dbają o dobro dzieci - argumentuje ojciec, który czuje się pokrzywdzony przez sąd rodzinny.
Zarówno młody ojciec, jak i jego koledzy ze stowarzyszenia mówią wprost: sądy rodzinne to przedsiębiorstwa zarobkowe.
- Z jednej strony wielka liczba rozwodów, przewlekłość i długotrwałość rozpraw gwarantują istnienie ponad stu wydziałów rodzinnych sądów rejonowych i okręgowych, czyli dają pracę sędziom i personelowi pomocniczemu - wymienia Wieczorek. - A z drugiej strony, rozwód „po polsku" to dla wielu kobiet gwarancja uzyskania dochodów, bo często alimenty i dodatkowe zasiłki stanowią jedyne źródło finansów. Trudno więc powiedzieć, że zasądzone alimenty są wykorzystywane wyłącznie na rzecz dziecka. My z kolei uważamy, że istnieje metoda na to, by przede wszystkim oboje rodzice mogli wychowywać swoje dzieci. To rozwiązanie nazywa się opieką naprzemienną i wedle zbieranych przez nas danych, a także na podstawie ekspertyz fachowców, przynosi bardzo dobre efekty i nie kaleczy psychiki dzieci. Poza tym takie rozwiązanie automatycznie doprowadzi do spadku liczby rozwodów, gdyż staną się po prostu nieopłacalne dla osób myślących jedynie o wysokości alimentów. Skoro spadnie liczba rozwodów, to nie będzie potrzeba tylu wydziałów rodzinnych. A to z kolei się nie podoba, więc mamy taki dziwny sojusz matek z wydziałami rodzinnymi. Dlatego mówimy o przedsiębiorstwie zarobkowym pod płaszczykiem sprawiedliwości - uzasadnia racje swoje i stowarzyszenia nasz rozmówca.
„Nie porwałem syna!"
Na przestrzeni trzech lat Marcin Wieczorek pojawiał się w płońskim sądzie dziewięciokrotnie na rozprawach dotyczących ustalania relacji z byłą żoną w sprawie spotkań z dzieckiem.
- W istocie to są teraz widzenia pod szczególnym nadzorem - mówi młody ojciec. - Obecnie, gdy jestem z Kubą, to obok siedzi kuratorka z włączonym dyktafonem. Proszę się nie śmiać, tak jest! - mówi wzburzony. - Od czasu, gdy zarzuciłem kuratorom stronniczość i kumoterstwo, mam asystę elektroniczną, na podstawie której sporządzane jest sprawozdanie. A postawiłem taki zarzut na podstawie posiadanych przez mnie dowodów, w tym obawy, że siostra byłej żony, która jest kuratorem w płońskim sądzie, może wywierać wpływ na opinie - przypuszcza Marcin Wieczorek. Ojciec decyzją sądu za każdą obecność nadzoru kuratorskiego płaci 200 zł.
Nawet sąd - jak mówi nasz rozmówca - potwierdził utrudnianie kontaktów przez byłą żonę Marcina Wieczorka i zlecił spotkania pod nadzorem. Kuratorzy podczas spotkań obserwują dziecko i jego reakcje.
- O ile na początku było w miarę dobrze, to teraz Kubuś potrzebuje coraz więcej czasu, by się u mnie „rozkręcić". Widzę to i czuję, że dziecko jest pod silną presją matki oraz jej rodziny, a ja w tej układance występuję jako złych duch. Ale cóż z tego, skoro sąd nie wyciąga wniosków z takiej sytuacji - dodaje.
Podobnie jak w filmie „Tato" tak i w „realu" Marcina Wieczorka pojawia się porwanie dziecka.
- Podczas rozprawy sąd ustalił, że mam prawo zabierać syna w soboty i w niedziele. Dokładnie w pierwszą i trzecią sobotę oraz drugą i czwartą niedzielę miesiąca. Bywa tak, że w niektórym miesiącu jest pięć weekendów, a nie było wzmianki w orzeczeniu, od kiedy rozpoczynamy wyliczanie terminów. Wobec tego pojechałem po Kubę. Syn był ubrany i przygotowany do wyjścia, ale nieoczekiwanie była żona zadzwoniła po policję, zgłaszając zamiar uprowadzenia - opowiada ojciec Kuby.
Na miejscu patrol stwierdził, że dziecko jest pogodne i znajduje się w dobrych relacjach z ojcem, nie przejawiając żadnych oznak niepokoju. Funkcjonariusze uznali wezwanie za nieuzasadnione, o czym poinformowali matkę dziecka. - Zgłosiłem tę sprawę do prokuratury, ale do dziś nie przesłuchano wezwanych wówczas policjantów - mówi nam młody ojciec.
Biegły, ale nie do końca
W rozmowie z nami Marcin Wieczorek wskazuje na prawny paradoks, który występuje podczas rozpraw. - Otóż sąd posiłkuje się na etapie rozpatrywania biegłymi z Rodzinnego Ośrodka Diagnostyczno-Konsultacyjnego w Mławie. Przez osoby z tamtej placówki jesteśmy oceniani, prowadzono z nami rozmowy i testy. Potem sąd otrzymuje od nich wynik tych "badań", ale już w uzasadnieniu orzeczenia nie ma słowa, że korzystano z pomocy tych biegłych. Na marginesie dodam, że według biegłych z Mławy w ocenie predyspozycji, gdy syn miał 13 miesięcy, to ja uzyskałem lepszy wynik niż była żona - dodaje ojciec Kuby.
Słowa samego zainteresowanego potwierdza prokurator Prokuratury Generalnej Barbara Długołęcka, zastępca dyrektora Biura Spraw Konstytucyjnych.
- Bark jest podstaw prawnych do tego, aby rodzinne ośrodki diagnostyczno-konsultacyjne, w obecnym statusie i usytuowaniu, wydawały opinie z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego związanych ze sposobem wykonywania władzy rodzicielskiej i utrzymywania kontaktów z dzieckiem w sprawach małoletnich, rozpatrywanych przez sądy - czytamy w piśmie z dnia 17 kwietnia 2013 r.
Prokurator Długołęcka informuje także, iż próba usunięcia tych nieprawidłowości znalazła się w poselskim projekcie zmian ustaw: O ustroju sądów powszechnych i Karcie Nauczyciela. Prace nad nowymi rozwiązaniami trwają.
Marcin Wieczorek jest w posiadaniu także innych opinii prawnych, które on oraz członkowie Stowarzyszenia i organizacji współpracujących zamawiają. Jednym z takich ciekawych dokumentów - ciekawych, bo idących pod prąd schematycznemu orzecznictwu sądowemu - jest ekspertyza dr Ewy Milewskiej - adiunkta UW, psychologa klinicznego, którą publikujemy w załączniku.
Jeden z ojców powiesił się
Były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin wywołał oburzenie środowiska prawniczego, gdy wypalił, że jego jako nie-prawnika mało obchodzi litera prawa, bo ważniejszy jest jego duch. To jednak, co oburza fachowców, miło brzmi dla ucha zwykłego zjadacza chleba. W przypadku rozstrzygania spraw rodzinnych i tej najdelikatniejszej materii, jaką jest ustalanie z pomocą państwa relacji z dzieckiem po rozwodzie rodziców, materia jest tak skomplikowana, że trudno na realne życie nałożyć wprost szablon normy prawnej.
Ludzie rozwodzą się różnie. Bywa, że sam sąd jest zaskoczony podejściem małżonków, którzy przychodzą z gotowym projektem ustalania relacji z dzieckiem, nie mówiąc o ułożeniu pozostałych spraw. Ale bywa też burzliwie, co zdarza się znacznie częściej.
- Jeden ze znanych mi ojców w trakcie tych walk w sądzie i poza sądem, będąc szykanowany i pomawiany o Bóg wie co, nie wytrzymał i popełnił samobójstwo. Dla sędziów polskich sądach rodzinnych może to rutyna, ale dla nas prawdziwe dramaty osobiste, dlatego mamy dość tej sztampy i decydowania na podstawie schematu, że tylko matka jest w stanie dobrze wychować także nasze dzieci. Nie wiem, co jeden czy drugi sędzia powiedziałby, gdyby to on nie mógł zobaczyć swojego dziecka, kiedy zaczyna chodzić, kiedy wyżyna mu się pierwszy ząbek? Też by byli tak przekonani o słuszności swojej oceny? - pyta Marcin Wieczorek.
- Nie popadam w sentymentalizm i nie na łzy będziemy brali się za barki z wymiarem sprawiedliwości. My, ojcowie, mamy po prostu dość haniebnego traktowania, gdy jeszcze do pogłębiania i tak trudnej sytuacji rozwodu, rozbicia rodziny, dołącza się wymiar sprawiedliwości. Dlatego walczymy - zaznacza Marcin Wieczorek.
Piotr Kaniewski
Stowarzyszenia Dzielny Tata zaprasza na manifestację, która odbędzie się 10 września 2013 r. w Płońsku pod hasłem „Polskie Sądy Rodzinne Przedsiębiorstwami Zarobkowymi". Manifestacja rozpocznie się o godz. 11 przed Sądem Rejonowym w Płońsku , a następnie manifestujący przejdą ulicami miasta i na znak protestu zablokują drogę ekspresową nr 7 na pół godziny. Ma to być największa manifestacja ze wszystkich dotychczasowych organizowanych przez Stowarzyszenie Dzielny Tata.
Na zdjęciu tytułowym kadr z filmu „Tato". Fot. Filmweb.pl