- Sprywatyzujmy ten szpital. W 15-20 osób weźmiemy „akcje" od powiatu i dopiero stanie to wszystko na nogi - rozmawiają sobie płońscy lekarze, a osoby decyzyjne w tym zakresie chętnie nadstawiają ucha. Pomysł grupy lekarzy ma tyle wspólnego z realnymi możliwościami takiego przekształcenia, co Płoński szpital z Leśną Górą? Nie, bo już powstał projekt wyzbycia się przez powiat i szpital części zadań, części pracowników i pieniędzy z kontraktu NFZ na rzecz podmiotu prywatnego.
Zdecydowana większość pracowników płońskiego szpitala nie wyraziła zgody na obniżenie swoich pensji o 6,5 proc., co proponowała cała dyrekcja SPZZOZ. Na spotkaniu z dyrektorem część lekarzy wypowiedziała specjalne dyżury. Z kolei dyrektor Józef Świerczek zapowiedział lekarzom odebranie pieniędzy za dopłatę dzienną po zakończonym dyżurze nocnym.
Sytuacja w szpitalu jest coraz bardziej napięta, rozdźwięk pomiędzy działaniami dyrektora a oczekiwaniami wszystkich grup zawodowych jest tak duży, że placówka staje się kompletnie niesterowalna.
O stanie finansów wiadomo, że jest kiepski, lecz skalę problemu zna wąskie grono osób. Wśród kilkusetosobowej załogi narasta zniecierpliwienie i zaniepokojenie o przyszłość firmy, miejsca pracy, zarobki.
Dyrektor szpitala Józef Świerczek przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim, które - jak mówią osoby z jego otoczenia - może być dość długie. W tym czasie w pełnym zakresie ma go zastąpić Zbigniew Scharoch (z-ca ds. medycznych), co z kolei rodzi wątpliwości formalne, bo będąc radnym powiatowym co najmniej nie powinien niektórych czynności dyrektorskich wykonywać, gdyż występuje kolizja prawna.
Na dokładkę w zaciszu gabinetów powiatowych poważnie rozważany jest projekt wyzbycia się przez SPZZOZ na rzecz podmiotu prywatnego części zadań i pieniędzy - chodzi o rezygnację z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego funkcjonującego w Domu Parafialnym przy parafii św. Maksymiliana w Płońsku oraz oddziału rehabilitacji na terenie szpitala. Powód? Złe wyniki finansowe.
Istnieje poważna obawa, że sukcesywna parcelacja publicznego szpitala powiatowego właśnie się rozpoczęła, bo organ właścicielski i delegowane przez niego kierownictwo placówki nie poradziły sobie z odpowiednim zarządzaniem szpitalem powiatowym.
Czy zatem na wstępie przytaczany pomysł grupy lekarzy jest niemożliwy do zrealizowania? W takiej formie może nie, ale przekształcenie go w spółkę i co za tym idzie głęboka restrukturyzacja, liczne zwolnienia z pracy, jest jak najbardziej możliwe.
Do tego doprowadziły błędy w zarządzaniu i planowaniu, brak odpowiedniego nadzoru ze strony powiatu, a także wieloletni karnawał modernizacyjno-budowlany i tłumaczenie problemów złą wolą ze strony NFZ, co ma być prawdą objawioną kryjącą wstydliwą część funkcjonowania SPZZOZ w Płońsku.
Mury nie leczą
Z punktu widzenia samorządu powiatu oraz z tej części służącej na pokaz dla mieszkańców ze szpitalem jest wszystko w porządku. Mury pną się do góry, planowo i estetycznie przebiegały modernizacje, hucznie odbywano otwarcia wyremontowanych budynków i oddziałów.
Dzięki temu szpital, jego kierownictwo, nigdy w ostatnich latach nie był oceniany za działalność medyczną, a jedynie modernizacyjną. Tu słusznie zbierano laury za kontynuacje koniecznych planów i prac rozpoczętych ponad 20 lat temu. Warto podkreślić konieczność wykonania większości modernizacji, bo inaczej szpital nie mógłby po prostu funkcjonować z przyczyn formalnych - sanitarnych, budowlanych itd. Z kolei roboty te zostały wykonane w zdecydowanej większości z pieniędzy darowanych przez fundusze unijne, więc grzechem byłoby nie zdołać przygotować odpowiednich wniosków.
Niemniej jednak wszystkie te operacje były przeprowadzone słusznie, za co i dyrekcji i urzędnikom powiatowym gratulacje się należą. Ale mury to jedynie baza do działalności głównej, która powinna stanowić motywację do śmiałego rozwoju. Jednak w kółko dyrekcja szpitala i organ właścicielski- starostwo jęczą o konieczności finansowego ratowania szpitala. Być może placówkę trzeba faktycznie ratować, ale przed kimś.
Kolejność dziobania
Ze względu na specyficzną organizacją wewnętrzną - można powiedzieć wojskową - pracownicy szpitala o problemach rozmawiają chętnie, ale z zastrzeżeniem, by nie ujawniać nazwiska. - Jest tak: sztab generalny, czyli dyrektor i dwóch jego zastępców, mają pod sobą sztab oficerski - lekarzy i podoficerski, to jest pielęgniarki oddziałowe i szefów związków zawodowych. Szeregowi, czyli zakładowy plebs, po tej linii dostają instrukcje i rozkazy. Tak od lat się wszystko kręci - informuje nas młody lekarz, który jest obecnie na etapie rozglądania się za innym miastem i innym szpitalem.
- Muszę powiedzieć, że pierwszy raz widzę taki styl działania, jak w naszym szpitalu - mówi nam pielęgniarka, która pracowała też w innych placówkach. - Tutaj związki zawodowe, ich szefostwo, jest pasem transmisyjnym pomiędzy dyrektorem a załogą, choć działa to głównie w jedną stronę. Naprawdę aż śmiesznie to wygląda, gdy zamiast walczyć o płace i ciągłe poprawianie warunków pracy, te osoby są na przykład orędownikami dobrowolnego obniżania wynagrodzeń przez załogę. To chore, wszyscy są chyba więźniami przekonania, że placówką publiczną nie da się inaczej zarządzać - ocenia nasza rozmówczyni.
Nie dość, że obecnie już po raz drugi dyrektor chciał ratować wynik finansowy zakładu częścią pensji pracowników, to jeszcze pracownik z własnych pieniędzy musi sobie kupić robocze ubranie - patrz komentarze pod artykułem „ Zapłać za swoją pracę".
- Jeśli dyrektor mówi, a powiat po nim powtarza, że sytuacja finansowa szpitala jest zła, to może ktoś by się przyjrzał strukturze zatrudnienia i wynagradzania - mówi pracowniczka szpitala.- Jak ma być dobrze, skoro w szpitalu pracuje wiele osób z uprawnieniami emerytalnymi, na przykład niektóre oddziałowe, natomiast ich wynagrodzenie jest dwukrotnie wyższe niż pielęgniarki? Kiedyś było to 30 proc. różnicy - tłumaczy.
- Dodatkowo taka formuła zatrudnienia blokuje awans wewnętrzny, ale jest przede wszystkim niesprawiedliwa i rażąco kosztowna. Emerytów jest w zakładzie dużo. Też bym chciała mieć świadczenie i pensję, to wtedy również byłabym zachwycona panem Świerczkiem - mówi z sarkazmem pielęgniarka z ponad dwudziestoletnim stażem, która zarabia 2 tys. zł.
Warunki finansowe w ostatnich latach bardzo pogorszyły się pracownikom pogotowia - nie lekarzom. - Dyrektor też z uwagi na budżet obciął nam dwa lata temu 30 proc. wynagrodzenia. Obecnie razem z dyżurami nocnymi mamy 1 900 zł na rękę - mówi ratownik medyczny.
Z kolei lekarz w karetce ma stawkę 60-100 zł za godzinę, choć nie każdy może i chce rzeczywiście wykonywać tę pracę. - Mamy w pogotowiu lekarza, który ma chyba 80 lat i po prostu pewnych zadań wykonać nie może. Czy to dobre rozwiązanie dla pacjenta, a korzystne z punktu widzenia zatrudniającego? - pyta retorycznie nasz rozmówca.
Wydatki szpitala, które są dla firmy niekorzystne kryją się również na oddziałach. - Na OIOM szpital dzierżawi od lekarza sprzęt, w który on zainwestował. To rozwiązanie idiotyczne, bo lepiej zrobić tak, jak w innych placówkach - wziąć aparaturę w leasing od specjalistycznej firmy, która gwarantuje serwis oraz bezproblemową wymianę na nowe urządzenie lub sprzęt kolejnej generacji. Uzależnianie się od zatrudnianego przez siebie lekarza to błąd, zresztą nie jedyny w tym zakresie - mówi nam osoba z administracji szpitala.
Gigantycznym obciążeniem szpitalnego budżetu są stawki dla lekarzy. Dość powiedzieć, że młoda lekarka z SOR otrzymuje miesięczne wynagrodzenie w kwocie grubo ponad 20 tys. zł. Ile więc zarabiają ordynatorzy oddziałów, operatorzy, ile szpital płaci lekarzowi z własną działalnością, ile etatowemu?
To ważne zważywszy na fakt, że nie wszystkie oddziały są w stanie zrealizować pełen kontrakt, bo wówczas szpital musi i tak ponosić koszt funkcjonowania oddziału oraz koszty osobowe.
W kwestiach finansowych to jedynie drobny fragment paradoksów i stylu organizacji wewnątrzszpitalnej.
Co tam, panie, w medycynie?
- W porównaniu z latami ubiegłymi można powiedzieć, że szpital się cofa, delikatnie mówiąc - mówi nam lekarz z Płońska. - Wystarczy spojrzeć po oddziałach. Wewnętrzny - pozbyto się dwojga doświadczonych lekarzy, Wyszyńskiego i Szczepańskiej, a ciężar spadł na barki bardzo młodych lekarzy. Porodówka to śmiech na sali, bo chyba kobiety nie chcą u nas po prostu rodzić. Pytanie: dlaczego? Kardiologia - dwóch lekarzy, w tym jeden już w sędziwym wieku pan Gralewicz, a na liście problemów kłopoty z nowoczesną diagnostyką. Są jeszcze poradnie, które też mogłyby działać lepiej. Po prostu brak fachowców jest bolączką szpitala, czyli faktycznie pacjentów - ocenia lekarz.
- Mamy dobrych ortopedów zatrudnionych jako firmę. Bardzo dobrze, tylko czemu od lat nie powiększono oddziału o odpowiednią liczbę łóżek, a zaplanowano gigantyczna kardiologię, która nie jest wykorzystywana? Przecież to tylko strata dla szpitala - ocenia nasz rozmówca.
W każdym szpitalu problemem są lub mogą być powikłania pooperacyjne i zakażenia wewnątrzszpitalne wynikające z przyczyn sanitarnych. W Płońsku takie zdarzenia też miały miejsce. Ale jak można potęgować jeszcze zagrożenia, robiąc choćby grysikowe lamperie na oddziale chirurgii, gdzie trafia pacjent po operacji! - oburza się pielęgniarka. - A to był podobno pomysł pani oddziałowej, bo się ściany uszkadzały od poręczy łóżek. Jak to przyjął sanepid? - zastanawia się pracowniczka szpitala.
W obrębie tego tematu i bezpieczeństwa pacjentów nasi rozmówcy sugerują, by napisać o prewencji antybiotykowej w celu uniknięcia zakażeń wewnątrzszpitalnych i powikłań na tym tle. - Niech dyrektor ze statystyki medycznej pokaże ilość zakupów tych leków, ilość zastosowań z przelicznikiem na pacjenta, wówczas okaże się, czy przekraczamy normy. To nie są żarty dla pacjenta, a wydatki dla szpitala - ostrzega lekarz, z którym rozmawiamy.
Innym problemem dla pacjentów jest dostanie się na niektóre oddziały i w mniemaniu pacjenta, zapewnienie sobie lepszej opieki. W dużych ośrodkach są tzw. łóżka profesorskie czy ordynatorskie. W Płońsku też są - lekarskie. To poza ministerialny pakiet redukujący kolejkę do specjalisty. - Wystarczy udać się do jednej z przychodni, zapłacić za wizytę i w ten sposób mieć poczucie, że się dobrze o siebie zadbało - wyjaśnia nam pielęgniarka z płońskiego szpitala. - U nas mówi się, że rządzi .... - i tu pada nazwa jednej płońskiej ulicy, przy której jest rzeczona przychodnia. Nie jest to ulica Sezamkowa - dodajmy.
Miernikiem jakości usług medycznych szpitala i lekarzy jest o nim i o nich opinia. Tworzą ją głównie liderzy środowisk, na terenie których odbywa się działalność medyczna. Czy dla dyrekcji szpitala i władz powiatu nie jest zastanawiające, że poza wyjątkami nikt o miejsce w płońskim szpitalu „się nie zabija"? Ba, wiele osób, które są za ten szpital odpowiedzialne lub mają wpływ na jego funkcjonowanie pomocy lekarskiej szuka poza Płońskiem, nawet w przypadku, gdy taką mogłyby uzyskać na miejscu. Czy to nie jest najbardziej zastanawiające?
Final countdown
Ze względu na stan finansów, na zdrowie obywateli, brak spójnej polityki zdrowotnej i problemy kreowane przez ministerialną biurokrację dla szpitali publicznych, w tym szpitali powiatowych Idą ciężkie czasy. Jeśli teraz nie mają lub nie opracują solidnych planów naprawczych i rozwojowych, to w niedługim czasie mogą zniknąć lub zostać zredukowane do podrzędnej roli prowincjonalnej lecznicy.
- Już obecnie działa przy wojewodzie zespół do spraw rejestracji nowych podmiotów i działalności leczniczych. To wstępne sito oceniające przydatność i sensowność tworzenia na przykład nowych oddziałów szpitalnych lub zwiększania zakresu usług medycznych. Oczka tej selekcji będą coraz ciaśniejsze, więc myśląc o rozwoju trzeba działać już - ocenia Paweł Obermeyer, radny sejmiku mazowieckiego, współtwórca specjalnego zespołu przy marszałku ds. reformy mazowieckiej służby zdrowia.
- Poza tym na jesień tego roku jest szykowany początek ministerialnego przeglądu szpitali powiatowych. Mówi się wprost, że celem będzie redukcja zakresu działalności w tych placówkach, które radzą sobie słabo, mają problemy z wykonywaniem kontraktów. To może oznaczać konieczność wygaszania albo mocnego ograniczenia oferty takiego szpitala na rzecz innego podmiotu. Nie będzie prosto, bo płatnik publiczny też gdzieś może szukać rezerw, chcąc wzmacniać ośrodki aktywne, z odpowiednia kadrą i sprzętem. To są w istocie kluczowe momenty, które zdecydują o przyszłości wielu szpitali publicznych - ostrzega Paweł Obermeyer, dyrektor płońskiego szpitala w latach 2000-2006.
Z byłym dyrektorem i nadal aktywnym menedżerem placówek medycznych skontaktowaliśmy się po tym, gdy do redakcji oraz na oficjalny profil w mediach społecznościowych Pawła Obermeyera wpłynęły podpisane przez konkretne osoby zapytania o jego ewentualny powrót za stery płońskiego szpitala.
- O powrocie nic nie wiem, bo nikt mi tego nie proponował - odpowiada nam Obemeyer, przyznając jednocześnie, że o problemach szpitala słyszy sporo na bieżąco. - Docierają do mnie informacje, śledzę doniesienia prasowe i po prostu niepokoję się o przyszłość szpitala jako jednostki publicznej. Na pewno nie można dopuścić do tego, żeby SPZZOZ był dzielony, by rezygnowano z poszczególnych jego części składowych dla ratowania bieżącej sytuacji. Chyba nie po to z załogą i powiatem, przy współpracy samorządu Mazowsza z 4-oddziałowego szpitala stworzyliśmy placówkę 11-oddziałową i 13 poradni specjalistycznych, żeby z tego rezygnować - ocenia Paweł Obermeyer.
Według Pawła Obermeyera istnieją realne szanse i możliwości, by płoński szpital wprost reanimować i wprowadzić plan naprawczy, który nie zakłada redukcji zadań ani redukcji zatrudnienia. Czy podjąłby się tego zadania jako szef placówki lub oficjalny koordynator programu naprawczego? - pytamy. - Mam w tym zakresie doświadczenie i znajomość tematu. Problem w tym, że nikt mi tego nie proponuje - odpowiada Paweł Obermeyer.
W tym czasie, gdy doszło do ujawnienia coraz bardziej poważnych kłopotów szpitala w Płońsku Paweł Obermeyer miał oferty podjęcia się podobnych zadań w dwóch innych miejscach podlegających administracji samorządu wojewódzkiego i administracji państwowej. Obu ofert przyjąć nie mógł, gdyż wymagałoby to zrzeczenia się mandatu do sejmiku.
O ile więc poza Płońskiem popyt na sprawdzonych fachowców jest, to władze powiatu w Płońsku wolą działać wedle starej praktyki - czekać i reagować na wydarzenia, a w ramach kuriozalnego „ratowania" szpitala snuć projekty o wyzbywaniu się części działalności, pieniędzy i pracowników.
Tylko co na to pacjenci, bo o nich w tych powiatowo-szpitalnych układankach na wysokim szczeblu ani słowa.
Piotr Kaniewski
PS Jak napisałem we wstępie wypowiedzi pracowników szpitala są anonimowe, dane są do wyłącznej dyspozycji redakcji. Wynika to z takiej właśnie specyfiki zakładu - niby publiczny, nasz powiatowy, wspólny, ale wypowiedzi zewnętrzne mają być wyłącznie pozytywne lub żadne.
Dlatego też uprasza się osoby chętnie korzystające z doniesień do prokuratury, by zamiast gorliwie śledzić źródła informacji zajęły się sprawdzaniem faktów, których podaliśmy ledwie garstkę, oraz naprawą - jak mniemamy - fatalnie i zbyt kosztownie zarządzanego szpitala publicznego służącego ponad 90 tysiącom mieszkańców powiatu płońskiego.
Foto: wykop.pl, Newsweek