Trwają przygotowania do korekty ustawy o obowiązku szkolnym od lat sześciu, ale jej główne założenie na pewno zmienione nie będzie - część dzieci z rocznika 2008 od 1 września 2014 r. pójdzie do szkół. Także w Płońsku. Jak jesteśmy do tego przygotowani organizacyjnie i mentalnie? Spytaliśmy urząd, fachowców, mówimy o tym sami. Zachęcamy, żebyście Wy też wypowiadali się w tej gorącej społecznie sprawie.
Obowiązek szkolny dla dzieci sześcioletnich został wprowadzony ustawą w 2009 r. Początkowo wszystkie sześciolatki miały pójść do pierwszej klasy od 1 września 2012 r., natomiast w latach 2009-2011 o podjęciu nauki mogli decydować rodzice. Sejm, chcąc dać samorządom dodatkowy czas na przygotowanie szkół, przesunął ten termin o dwa lata, do 1 września 2014 r. W sierpniu ub.r. sejm zdecydował, że w 2014 r. obowiązkiem szkolnym objęte zostaną tylko sześciolatki urodzone w pierwszej połowie 2008 r. Dzieci urodzone w drugiej połowie 2008 roku będą mogły pójść do pierwszej klasy we wrześniu tego roku, ale za zgoda rodziców. Jeśli takiej zgody nie będzie, to pozostałe dzieci z tego rocznika rozpoczną obowiązkową naukę w 2015 r.
Jak wiadomo, sprawa obowiązku szkolnego dla sześciolatków wywołała potężną burzę, a do opinii publicznej najbardziej przebił się protest Karoliny i Tomasza Elbanowskich. Ich stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców rozkręciło akcję „Ratujmy maluchy", a pod wnioskiem o referendum w sprawie sześciolatków podpisało się milion osób. Sejm, jak wiadomo, po burzliwej debacie wniosek odrzucił.
Pod koniec roku 2013 z państwem Elbanowskimi ponownie spotkał się premier i nowa minister edukacji Joanna Kluzik - Rostkowska. Minister powiedziała, że rząd przygotowuje korekty do ustawy, m.in. dające możliwość odroczenia podjęcia nauki przez sześciolatka na wniosek rodziców, lecz za zgodą poradni psychologiczno-pedagogicznej. Elbanowscy chcą jednak autonomii decyzyjnej rodziców w tym zakresie, bo dowodzili, iż lokalne poradnie pod wpływem nacisków bardzo niechętnie będą się na takie rozwiązania godziły.
Nic jednak nie wskazuje na to, by rząd wycofał się w ogóle z decyzji o obniżeniu progu podjęcia obowiązku szkolnego dzieci. Wykonywane przez ostatnie miesiące badania opinii publicznej również wskazują, że liczba zwolenników reformy (w grupie rodziców przyszłych i obecnych sześciolatków) przewyższa krytyków nowych rozwiązań.
O co ten hałas? Sprawdziliśmy, jak jest w Płońsku
W obu miejskich podstawówkach 6-letnie dzieci w klasach pierwszych to nie nowość, choć też jeszcze nie ruch masowy. Poprosiliśmy Urząd Miejski w Płońsku o dane w tej kwestii z ostatnich kilku lat. Oto one:
- Liczba sześciolatków w Szkole Podstawowej nr 3 w Płońsku:
2009/10 - 2
2010/11 - 2
2011/12 - 14
2012/13 - 5
2013/14 - 17
Liczba sześciolatków w Szkole Podstawowej nr 2 w Płońsku:
2007 - 2
2008 - 3
2009 - 1
2010 - 5
2011 - 4
2012 - 18
2013 - 7
Z kolei według nowych rozwiązań ustawowych miejskie szkoły od września 2014 r. muszą się przygotować na znacznie większą liczbę sześcioletnich uczniów: w SP nr 3 może to być 98 uczniów, a w SP 2 ponad 250. Jako że obowiązkiem szkolnym objęte będą dzieci urodzone do końca czerwca 2008 r., to podane wielkości można podzielić mniej więcej przez dwa, co i tak daje sporą ilość uczniów i oznacza konieczność tworzenia kilku oddziałów (klas) dla najmłodszych.
Odpowiadając na nasze zapytania, dyrektor wydziału polityki społecznej UM Katarzyna Mikołajewska zaznaczyła, że w obu płońskich podstawówkach przystosowanie ergonomiczne wyposażenia jest już prawie kompletnie zrealizowane. Problem nieprzystosowania łazienek, wysokości stolików i krzeseł, braki placów zabaw i innych elementów podkreślali inicjatorzy krajowego referendum.
W Płońsku - jak się dowiadujemy - te problemy zostały rozwiązane, dodatkowo „mała Dwójka" jest od dawna przystosowana do potrzeb najmłodszych uczniów.
- Ponadto w płońskich szkołach w salach dla sześciolatków funkcjonują już dwie strefy, jedna dla potrzeb dydaktyczno-wychowawczych, a druga do wypoczynku i zabawy. Ponadto program łączy zajęcia dydaktyczne z zabawami nawiązującymi do niego. Nie jest więc tak, że dzieci najmłodsze już spędzają całe lekcje w ławkach, bo to oczywiste, że najmłodsi muszą mieć ten czas zróżnicowany - mówi dyrektor Mikołajewska.
Podobnie w obu miejskich szkołach podstawowych do wzrostu najmłodszych uczniów dostosowane są stołówki (w „Trójce" wydzielona strefa z niższymi stolikami i krzesłami, w „małej Dójce" cała jadalnia).
Z informacji nadesłanej przez ratusz wynika także, że najmłodsi uczniowie już korzystają z różnych udogodnień technologicznych i dydaktycznych, by szkoła nie była po prostu nudna. Obok stale poszerzanego wyposażenia teleinformatycznego sal, dzieciaki mają i będą miały dostęp do zabawek dydaktycznych, specjalnie dla nich zbudowanych placów zabaw, a także specjalnie dla nich odpowiednio organizowany jest czas pracy szkolnej: edukacja polonistyczna i matematyczna jest korelowana z edukacją plastyczną, techniczną i muzyczną.
Co ważne, najmłodsi uczniowie mogą już pozostawiać w szkole podręczniki i przybory, by ich nie dźwigać. (To jest jednak problem systemowy, bo wzorem krajów skandynawskich, państwo mogłoby finansować zakup podręczników, by uczeń rzeczywiście ich nie nosił, ale miał za to i w szkole i w domu do nich dostęp. Być może rozwiąże ten problem technologia - laptopy i czytniki, które rzeczywiście ograniczają masę obciążającą dotąd małych uczniów, lecz to na marginesie - red.).
Dyrektor Katarzyna Mikołajewska poinformowała nas także, iż w obu płońskich podstawówkach nowi najmłodsi uczniowie są otoczeni staranną opieką na każdym kroku w nowej szkole. - Nauczyciele klas pierwszych na tym pierwszym, najważniejszym etapie dziecka w nowym środowisku nie pełnią dyżurów na przerwach, ale zajmują się wyłącznie swoją grupą. Wychowawcy odprowadzają uczniów do szatni, na stołówkę czy plac zabaw. Mali uczniowie nie są pozostawiani sami sobie - mówi Katarzyna Mikołajewska. - Poza tym nauczyciele klas pierwszych dobrze znają podstawę programową przedszkoli, dzięki czemu jest zachowana ciągłość dydaktyczna - dodaje dyrektor wydziału polityki społecznej Urzędu Miejskiego w Płońsku.
W celu właściwego przygotowania szkół dla najmłodszych uczniów, samorząd korzysta ze wsparcia rządowego i unijnych programów, ułatwiających start szkolny najmłodszym płońszczanom. Cały czas, niezależnie od wprowadzanej reformy, trwają prace przystosowujące szkoły do potrzeb małych uczniów.
Jedynym poważniejszym mankamentem w obliczu nadejścia sporej liczby uczniów sześcioletnich może być brak gwarancji, że wszyscy będą rozpoczynali naukę o ósmej rano. Wynika to z ogólnych zasad organizacji pracy szkoły - szczególnie SP nr 3 - oraz z liczebności rocznika. Jednak nie oznacza to, że jakaś część najmłodszych będzie kończyć zajęcia późnym popołudniem, gdyż pierwsze roczniki są pod specjalną kuratelą i to roczniki starsze będą być może zmianę zaczynały nieco później.
Burmistrz i psycholożka - pierwsze opinie
Na razie ostrożnie do tematu obowiązku szkolnego sześciolatków z pierwszej połowy 2008 roku odniósł się burmistrz Płońska. - Jestem zwolennikiem obniżenia wieku szkolnego pod warunkiem, że dzieci osiągną dojrzałość szkolną - powiedział Andrzej Pietrasik.
Takie zdanie jest też zbieżne z deklaracją nowej minister edukacji, bo o ile Krystyna Szumilas reformę chciała wprowadzić niemal szturmem, to jej następczyni, Joanna Kluzik-Rostkowska, widzi możliwości różnicowania obowiązku, o ile dziecko nie będzie z różnych przyczyn spełniało kryteriów pójścia do szkoły w wieku ustawowym.
O opinię w tej sprawie poprosiliśmy także Katarzynę Podolską-Piechocką, psychologa klinicznego i pedagoga, na co dzień pracującą z dziećmi w Centrum Zdrowia „Szansa" w Płońsku, a także matkę dwójki dzieci w wieku szkolnym.
- Wysyłać czy nie wysyłać 6-latka do szkoły? Do tej pory był to duży dylemat rodziców. Obecnie zostali postawieni przed faktem dokonanym, choć ich wątpliwości nie zniknęły. Rodzice boją się, że szkoła jest nieprzygotowana na przyjęcie ich pociech. Myślą wtedy o tym, że zostanie skrócone ich dzieciństwo, że dzieci nie poradzą sobie z wymaganiami - opowiada o tych wątpliwościach płońska psycholog.
- Urzędnicy odpowiadają, że nikt dzieciństwa nie zabiera, że program nauczania jest dostosowany do potrzeb i możliwości maluchów. W praktyce bywa z tym różnie. Wiele czynników ma tutaj znaczenie. Najważniejszy jest aktualny poziom rozwoju dziecka. I dotyczy to nie tylko rozwoju intelektualnego, ale i emocjonalnego. Jak wiemy, dzieci nie rozwijają się zgodnie z jakimiś standardami narzuconymi przez podstawę programową, tylko we własnym tempie. Można dziecku pomóc wspomagając jego rozwój, ucząc systematyczności, dyscypliny, samodzielności, jednakże czasem potrzebny jest po prostu czas. I na pewno łatwiej jest tu dzieciom, które chodziły do przedszkola - mówi Katarzyna Podolska - Piechocka.
- Nie sposób tu pominąć również przygotowania w tak zwanej "zerówce". Rodzice często zapominają o tym, że dziecko jest tam powoli wdrażane do nauki, bo pierwsza klasa nie powinna być dla dziecka szokiem - zaznacza nasza rozmówczyni.
- Wielkie znaczenie ma tutaj postawa osób dorosłych. I nie mówię tu tylko o postawie rodzica, o czym często słyszy się w mediach. Fajnie jest, jeśli rodzic widzi więcej plusów niż minusów posłania dziecka sześcioletniego do szkoły bo przekazuje wtedy swoje nastawienie dziecku. Jeśli zaś rodzic jest negatywnie nastawiony do tego faktu, niejako "zaraża" dziecko swoimi obawami i niepokojami. A to może skutkować u dziecka niechęcią czy lękiem przed szkołą, co może być bardzo groźne i trwać latami - ostrzega.
- Znaczenie ma również, jak powiedziałam, i inny dorosły, mianowicie nauczyciel, do którego dziecko trafi w pierwszej klasie. I tu obserwujemy wiele różnic w podejściu czy umiejętnościach wychowawców nauczania początkowego. Rodzice często skarżą się na nieodpowiednie podejście nauczyciela do braku pewnych umiejętności u dziecka. Nie zawsze są to skargi niesłuszne i bez powodu. Jednakże nawet bardzo dobrze wykwalifikowani nauczyciele (do tego posiadający tzw. serce do dzieci) mają również wiele obaw. Skarżą się, nie tyle na to, że budynki nie są właściwie przystosowane (choć może coś w tym jest, kiedy pierwszak na korytarzu jest potrącany przez biegnącego szóstoklasistę), czy rodzice niechętni wczesnej nauce. Skarżą się bowiem ci nauczyciele, że program jest przeładowany, a dzieci za małe, by zdążyć go zrealizować, bo dzieci w tym wieku chcą się jeszcze bawić, a nie siedzieć w ławce - dzieli się swoimi opiniami wynikającymi z zadań zawodowych i rodzicielskich psycholog Katarzyna Podolska - Piechocka.
Jakie jest Państwa zdanie w sprawie posyłania do szkoły sześciolatków i stanu przygotowania szkół do ich przyjęcia? Zapraszamy do komentowania tej istotnej społecznie kwestii lub do wysyłania szerszych opinii na nasz adres:
Piotr Kaniewski
Jako były 6-latek - komentarz
W zasadzie pięciolatek, bo szóste urodziny obchodziłem już jako uczeń pierwszej klasy nowo otwartej wówczas Szkoły Podstawowej nr 4 (obecnie Gimnazjum nr 1) w Płońsku. Wtedy to dopiero był eksperyment dydaktyczny, bo o takim przygotowywaniu szkół dla potrzeb dzieci tak małych jeszcze nikomu się nie śniło! O ile dziś rodzic będzie mógł ubiegać się o odroczenie obowiązku szkolnego na podstawie opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej, to wówczas ja przeszedłem drogę odwrotną. Otóż wychowawczyni przedszkolna, chcąc się zapewne pyskatego pozbyć z przedszkola na zawsze, skierowała mnie do takiej poradni na testy z rekomendacją, że nadaję się do pierwszej klasy.
Matka została o tym poinformowana post factum, ale że była koleżanką wychowawczyni, to jednak na te testy ze mną poszła, licząc pewnie, że synuś da plamę. Stało się odwrotnie, bo presja mobilizuje. Tak stałem się pierwszoklasistą, ku rozpaczy mego dziadka (że dzieciństwo się odbiera).
Po latach, jako coś niemiłego wspominam z tego czasu drwiny starszych kolegów, którzy po moich pierwszych szkolnych urodzinach, łazili po korytarzu i z przekąsem, wytykając mnie palcami, szydzili „szeeeeeściolaleeek!!!". Ba, sami już czuli się jak stare konie, bo niektórzy do ósemki dni odliczali. Trwało to jednak krótko.
Bardzo za to bolesnym wspomnieniem jest oduczanie leworęczności. Ten zabobonny obyczaj kwitł jeszcze w głowach niektórych nauczycieli okresu gierkowskiego, bo niby Polska rosła w siłę, ale diabła trzeba było tropić... Cóż, po tych wydarzeniach pozostała mi sprawność manualna w obu rękach, więc per saldo mam wartość dodaną...
Nie było zatem aż tak źle, mimo nieporównywalnymi z dzisiejszym czasem sposobami i metodami nauczania, dostępnymi narzędziami dydaktycznymi, techniką, technologią oraz rzeczywistym dbaniem o równowagę pomiędzy uczeniem się w ławce, a zabawą potrzebną dzieciom. Poza tym, kiedyś sześciolatków w klasach pierwszych było jak na lekarstwo, bo silniejszy niż dziś był opór rodziców, rodziny czy środowiska.
Dziś z wielu aspektów patrząc na szybsze dojrzewanie dzieci i młodzieży, szczególnie ultraszybkie nabywanie kompetencji intelektualnych i manualnych przez dzieci, obniżanie progu obowiązku do lat sześciu jest cywilizacyjną koniecznością przynamniej z dwóch powodów.
Pierwszy to wynikający właśnie z możliwości i umiejętności sześciolatków, które bardzo często idąc do klasy pierwszej już czytają, piszą i liczą, co kiedyś nie było powszechne. To zasługa dzisiejszych rodziców, przedszkoli oraz... techniki i technologii, którą dzieci mają na wyciągnięcie od urodzenia. Zamiast więc buksować w miejscu, lepiej, aby w zdecydowanej większości tak dobrze rozwijające się dzieci poszły do szkoły, która za pomocą dobrego programu i odpowiednio prowadzonych zajęć zapewni im możliwość płynnego rozwoju. W tym wieku każdy rok stania w miejscu, a tym jest usilne czekanie przez rodziców na te magiczne siódme urodziny, jest stratą dla samego młodziutkiego człowieka.
A drugi powód to oczywiście ta obrzydzona demografia. Lecz od tego również nie uciekniemy, bo skoro wzrasta średnia życia i z kolei obniża się wiek osiągania dojrzałości w różnych dziedzinach przez młodzież, to trzeba temu sprostać i regulować ten mechanizm społeczny, tak jak kiedyś także ustawą uregulowano, by obowiązek szkolny dotyczył siedmiolatków, co również wywoływało protesty.
Rodzicu sześciolatki, sześciolatka - nie bój się!
Piotr Kaniewski