Wbrew pozorom od kilku lat Płonka stała się czystą rzeką, w której żyje kilkanaście gatunków ryb. Występują tam m.in. szczupaki, klenie, okonie, kiełbie i płocie. Na rzeczne drapieżniki można śmiało zarzucić błystkę na odcinku od mostu kolejowego do hali sportowej.
Od czasu zatrucia rzeki sprzed kilku lat, gdzie ofiarą ścieków padło niemal wszystko co w rzece żyło. Wtedy można było zobaczyć cały przekrój rzecznej fauny niestety martwej. Od tego czasu ryby zdążyły już się odrodzić. Dziś do Płonki, jak wynika z uzyskanych przez nas informacji i relacji znających rzekę mieszkańców, wpływa woda z kanalizacji deszczowej, lecz trafiają tam niestety śmieci w postaci butelek, puszek, foliowych torebek wrzucane beztrosko przez mieszkańców, ale summa summarum, choć niektórym trudno w to uwierzyć, to czysta rzeka. Pozbawiona ścieków odradza się. Żyją tam szczupaki, okonie, klenie, jelce, płocie, jazie, kozy, kiełbie, uklejki, stynki i cierniki. Wędkę można zarzucić na odcinku od mostu kolejowego do małego mostu przy hali sportowej.
Jak przyznają płońscy wędkarze, wyprawa nad Płonkę może dostarczyć wędkarskich emocji. Trzeba oczywiście wiedzieć, na jaki gatunek ryby przygotować sprzęt. Czysta rzeka, to bardzo miła wiadomość nie tylko dla wędkarzy, ale także dla wszystkich mieszkańców Płońska, bo jak wiadomo atrakcje przyrodnicze w Płońsku są raczej rzadkie.
Na ryby nad Płonkę można udać się także daleko w dół rzeki, aż do samej Wkry. - Zaglądam tu od czasu do czasu ze spinningiem i zwykle wyciągam jednego, czasem trzy szczupaki i to na odcinku - od mostu kolejowego do hali sportowej - mówi pan Tomek z Płońska, który przyznaje, że niektórzy z jego znajomych nie bardzo chcą w to uwierzyć. Ryby, jak twierdzą wędkarze, z powodzeniem można przyrządzić. Są smaczniejsze niż te z zamulonych „Rutek", ponieważ żyją w wodzie przepływowej i nie czuć od nich zapachu mułu.
A oto kolejna relacja z wizyty nad Płonką jednego z wędkarzy opublikowana na łamach sharp-drakers.pl
(...) Dalszą drogę brzegiem Wkry uniemożliwia mi dopływ Płonki - rzeczki, której nie da się przebyć nawet w spodniobutach. Szybko jednak oceniam sytuację i właśnie ta woda zaczyna działać na moją wyobraźnię! Podobna do wielu mazowieckich rzeczułek, których brzegi przemierzam od paru lat szybko powoduje, że czuję się jakbym znał ją od dawna. Wolny uciąg, głębokie dość koryto. Do tego już 100 metrów w górę zaczyna się nieźle wić wśród łąk, chłopskich pól i niewielkiego zagajnika. Robota bobrów i tu jest doskonale widoczna. Pełno zwalonych drzew i mini zastoisk. No bajka po prostu! Już widzę te pasiaste grzbiety, czające się dostojnie w „głębinie".
Ruszam w górę, lecz już pierwsze rzuty sprowadzają mnie na ziemię. Rzeczka broni swoich tajemnic i raz za razem zabiera kolejną przynętę. Przy siódmej zaczynam obawiać się czy za godzinę/dwie będę miał czym łowić. W końcu ciekawy zakręt w lewo.
Po drugiej stronie małe spowolnienie. Posyłam tam „paprocha". Kilka obrotów korbką i wyraźne branie. Zacinam. Na końcu zestawu dwa szarpnięcia. Podprowadzam przeciwnika pod swój brzeg i chwilę potem widzę, z kim mam do czynienia. Szczupaczek, na oko ze 40 cm. (...)
Nie pozostaje więc nic innego, jak uzbroić „witkę" i ruszyć na łowy. (DK)
Na zdjęciu płoński wędkarz Tomasz Sokołowski nad Płonką.