Płońsk podpisał umowę ze schroniskiem dla zwierząt w Pawłowie koło Ciechanowa. Schronisko jest prowadzone przez ciechanowską spółkę komunalną. Trafiają tam bezdomne psy z terenu naszego miasta, a także gmin ościennych. Jak się okazuje, pieniądze, które zarabia schronisko, nie są przeznaczone ani na leczenie ziwrząt, ani na sterylizację, a możliwość adopcji graniczy z cudem. Publikujemy także relację z wizyty w schronisku.
Schronisko w Pawłowie k. Ciechanowa podlega Przedsiębiorstwu Usług Komunalnych. Trafiają tam psy z Płońska i innych gmin. Schronisko okryło się wyjątkowo złą sławą.
„Bernardyn" - Fundaja dla Zwierząt Skrzywdzonych jest zszokowana tym, co zastała w Pawłowie. A oto komentarz fundacji po wizycie w schronisku:
„Schronisko w Pawłowie, to psy zapomniane przez Boga. Nie potrafią się modlić, ale zmiłowanie potrzebne. Miejsce kontrowersyjne, ciągłe rzucanie słuchawką przez kierownika i lekarza. Utrudniony wolontariat i psy, których stan budzi trwogę. Jedźcie tam w wolnej chwili, poróbcie trochę zdjęć (pewnie będzie jakiś wewnętrzny zakaz) i pokażcie nam. To są psy Nasze, bezdomne i chcemy je zobaczyć, a najlepiej te w najgorszym stanie, bo One nie mają czasu czekać. Każde schronisko musi mieć ustalone godziny otwarcia dla ludności".Jak informuje płońska wolontariuszka, psy zgodnie z umową powinny być zaczipowane, jednak czytnik nie reaguje.
Po interwencji w Poświętnem pod koniec czerwca br. w sprawie bernardyna Kuby wizytę w schronisku w Pawłowie wraz z policją złożyła Fundacja „Bernardyn" w sprawie sprzeczności w zeznaniach - Najpierw przedstawiono wersję, zgodnie z którą pies z Płońska, przebywający przedtem w fatalnych warunkach, został uśpiony (wersja prezesa PUK).
Z kolei lekarz weterynarii twierdzi, że zwierzę nie przeżyło transportu. Jeżeli okaże się, że wersja lekarza jest prawdziwa, to doszło do oszustwa, za które zapłacił Płońsk z miejskiego budżetu, ponieważ za każdy zabieg wykonany w schronisku gminy muszą płacić. Wszczęto postępowanie w tej sprawie.
A miał już dom...
Najbardziej groteskowe jest to, że wolontariuszki znalazły dom dla skazanego na powolną śmierć w męczarniach psa. - Śmiech na sali. Miałyśmy dla psa dom, a straż miejska zabrała psa do Pawłowa bez zawiadomienia nas, mimo iż obiecali kontakt w takich sytuacjach - mówi wolontariuszka z Płońska Nina Gocejna.
Niestety bez zmian
W schronisku panuje wysoka śmiertelność. Nie zgadza się też liczba psów i zgonów. Raport Inspekcji Weterynaryjnej z dn. 21.04.2009 opublikowany na stronie Fundacji dla Zwierząt ARGOS tłumaczy wysoką śmiertelność następstwem poważnych urazów i obrażeń odniesionych przez psy w wypadkach drogowych; skrajnym wychudzeniem (wyniszczeniem organizmu) bezpańskich i wałęsających się psów przyjmowanych w takim stanie do schroniska oraz naturalną śmiercią wynikającą ze starości.
Raport nie wspomina o wymogu leczenia zwierząt w schronisku, ani o tym, że zwierzęta z poważnymi urazami mogą być transportowane tylko do zakładów leczniczych, a nie do schroniska. Wygląda na to, że od tego czasu nic się nie zmieniło.
Nie dla psa kasa...
Jak czytamy dalej w oświadczeniu, "(...) Rada Miejska Ciechanowa podjęła uchwałę o wyłapywaniu bezdomnych zwierząt w celu zapewnienia im opieki, lecz pominęła kwestię dalszego losu wyłapanych zwierząt. Prezydent zlecił więc zarabianie na rzekomej opiece gminnemu Przedsiębiorstwu Usług Komunalnych. Na jednego przyjętego psa przedsiębiorstwo ma niemal 2 tys. złotych, nie licząc darów i handlu zwierzętami. Nie wydaje tego ani na leczenie, ani na sterylizację, ani na profilaktykę, ani nawet na porządek i ewidencję. Natomiast chętnie świadczy usługi innym gminom.(...) ! Rodzi się pytanie, gdzie trafiają pieniądze?"
Dzienny koszt utrzymania psa w schronisku, który pokrywa Płońsk, to kwota 14 zł. Jest to wyższa suma niż dzienny koszt utrzymania dziecka w przedszkolu. Z roku na rok bezpańskich psów przybywa, a co za tym idzie przybywa też kosztów.
Aby jakoś temu zapobiec uchwalono u nas przywilej zwolnienia z podatków od posiadania psa osobom, które zdecydują się na adopcję psa ze schroniska w Pawłowie. Powołano też specjalną komisję, która ma zająć się problemem. Jednak adopcja w tym schronisku graniczy z cudem.
Informowała nas o tym wolontariuszka Nina Gocejna, która wielokrotnie próbowała pomóc w adopcji, robiąc zdjęcia zwierząt i zamieszczając je na stronie facebooka "Sz-czekamy na dom", jednak nie wpuszczono jej na teren schroniska, a przecież strona ma bardzo dobre wyniki jeśli chodzi o adopcję. Płońskie wolontariuszki wielokrotnie zwracały się do władz miasta z prośbą o współpracę w tej dziedzinie, jednak za każdym razem zostały odesłane z kwitkiem.
Być może radni miejscy we współpracy z powiatem płońskim powinni jeszcze raz rozpatrzyć budowę schroniska, które wbrew pozorom może okazać się tańszym i bardziej humanitarnym rozwiązaniem, tym bardziej w obliczu tak znacznych zaniedbań i nieprawidłowości schroniska pod Ciechanowem, nie wspominając o zawiłościach i absurdach prawno- technicznych odłowu psów.
Na zakończenie publikujemy smutną relację z wizyty w schronisku w Pawłowie zamieszczoną na stronie Fundacji ARGOS. (DK)
"Niedziela, 15 marca 2009, godz. 13.30
Podjeżdżam pod bramę schroniska. Mimo, że na tablicy podano godziny otwarcia 7-15, bramy pozamykane na łańcuchy z kłódkami, brak jakiegokolwiek dzwonka. Dzwonię z telefonu komórkowego na numer schroniska - nikt nie odbiera. W schronisku dość cicho, próbuję obejść z drugiej strony ale nie da rady. Trąbię klaksonem auta, podnosi się szczekanie psów, słychać jak ktoś je ucisza uderzając czymś metalowym po klatkach. Po około 15 minutach pojawił się mężczyzna.
Mówię, że chciałam adoptować jakiegoś psa. Odpowiada mi, że u nich można tylko kupić psa. Wchodzę na teren schroniska. Pozwala mi robić zdjęcia. Niestety nie wie nic o żadnym psie. Odpowiada, że on tu tylko pracuje, a kierownik i brygadzista wiedzą wszystko.
W żadnym zewnętrznym boksie nie ma misek z wodą, wcale ich nie ma. Boksy nie są przepełnione, natomiast psy leżą na mokrym betonie w gównach, w budach nie ma grama słomy. W jednym z boksów widzę jakieś naczynie z jedzeniem. Są tam świńskie uszy i kości. Potwierdza to pracownik, mówiąc, że tym karmią. Psy są mokre, oblepione błotem i kupami. Jeśli podchodzą do boksu przy którym stoję, pracownik uderza je rękawiczką po pyskach, żeby nie podchodziły do krat.
Przechodzę dalej. Po schronisku porozrzucane są stare okna, meble, widać też resztki kości jakichś odpadów, świńskich uszu, które leżą pod budynkiem.
W jednym z boksów ściana jest ochlapana krwią. Przechodzę dalej. W kolejnym boksie są pogryzione psy. Jest pełno krwi na betonie. Jeden z psów ma dziurę w głowie. Inne mają całą sierść we krwi. Pytam o lekarza weterynarii. Pada odpowiedź, że jest niedziela, a w niedzielę się lekarzowi nie przeszkadza, że przyjdzie jutro kierownik i brygadzista i wtedy wezwą lekarza, jak uznają za potrzebne. Lekarza nie wzywa się do pogryzionych czy umierających psów, jeśli nie ma kierownika (kierownik pracuje od 7 do 15, od poniedziałku do piątku).
Pytam dlaczego nie ma szczeniaków? Nie dostałam odpowiedzi. Pytam o kwarantannę. Zostaję wprowadzona do budynku. W mokrych boksach, bez wody, siedzą przerażone zwierzęta. W dwóch boksach, w naczyniach jakaś breja. Podobno jedzenie. Widać, że zwierzęta tego nie tknęły. Niektóre są przeraźliwie zestresowane, chowają się po kątach.
Człowiek tam pracujący nic nie wie na temat znajdujących się na terenie zwierząt (czy maja szczepienia, ile pies ma lat, jak długo są itd.). Zapytany o liczbę psów mówi, że jest ich ok. 300.
Mówię, że chciałabym adoptowoać rottweilerkę. Pokazuję ja w boksie. Kolejny raz poucza mnie, że u nich się kupuje psy. Idziemy do biura podpisać coś co ma być umową adopcyjną. Sama wypisuję dane, nikt mnie nie sprawdza, nie ogląda dowodu. Pytam o książeczkę szczepień. Pan nie wie, za to wie, że za psa trzeba zapłacić. Daję mu 20 zł. Mówi, że za mało, że u nich jest stawka od 10 do 100 zł. Jak chce się kupić psa, pytam, skąd wiadomo, ile za jakiego psa? Czy jest jakiś cennik? Niestety nie wie. Pytam czy wypisze mi "KP". Nie, oni nic nie kwitują. Przychodzi brygadzista i oni mu pieniądze oddają.
Kazał mi zapłacić 40 zł, bo inaczej, jak weźmie mniej, to brygadzista go opierdoli. Daję 40 zł. Nie chce mi dać żadnego potwierdzenia. W końcu, na świstku "umowy adopcyjnej" piszę że pobrał taką kwotę. Dowiaduję się, że po książeczkę mam przyjechać w godzinach pracy kierownika, czyli od poniedziałku do piątku, od 7 do 15. Inaczej się nie da. Pocztą nie wysyłają.
Pytam o identyfikację zwierząt (nie mają żadnych obroży ani numerków). Tym bardziej, że w "umowie" jest miejsce na numer zwierzęcia. Każe mi tam wpisać numer boksu "A-1". W tym boksie, razem z rottweilerką, było 5 innych psów. Ale identyfikacja jest podobno boksami, wszystkie pięć mają numer "A-1".
Pytam na co umierają psy. Odpowiada, że z tęsknoty. Wychodzimy z biura. Pan idzie po moją kupioną rottweilerkę. Idzie po nią z lassem, bo jest groźna. Na lasso jest krew, na uszach suki też.
"Groźny" rottweiler słania się na nogach, waży 23 kg (jak okazało się w lecznicy w Warszawie). Jest łysa, zapchlona, ze strupami. Być może od pogryzień, być może rozdrapane od brudu, chorób i pcheł. Ma poranione uszy, łyse łapy, zmiany na skórze. Chuda - żebra na wierzchu, wygięty kręgosłup. Zapinam jej obrożę. Pan cały czas trzyma ją na lassie, bo groźna. Otwieram bagażnik, suka wskakuje i natychmiast zasypia.
Zostawiłam tam inne psy, którym do jutra nikt nie udzieli pomocy. Pytanie czy jutro będzie czego udzielać. Odjeżdżam zostawiając za sobą budynek schroniska, na którym namalowane są szczęśliwe psy"
Agnieszka Pawlicka
PS. Może miejska komisja lub wszyscy radni płońscy urządzą wyjazd studyjny do Pawłowa, by na własne oczy przekonać się, komu i za co płacą z naszych podatków? Jaki jest obecny stan schroniska. I czy jest to schronisko, czy zgoła coś innego.
Piotr Kaniewski
Dariusz Kaźmierczak