Pomiędzy 8 a 11 czerwca płońscy wędkarze i przedstawiciele straży rybackiej prowadzili zarybianie rzeki Płonki. Do wody trafiło 48 tysięcy sztuk nowego narybku. Prawdopodobnie większość z tych ryb zdechła - uduszona czymś, co w piątek 12 czerwca pojawiło się w Płonce. Środowisko wędkarskie, strażnicy społeczni, ale także inni mieszkańcy miasta są po prostu wściekli, że kolejny raz Płonka jest zanieczyszczana i przypomina bardziej ściek, niż kameralną rzeczkę, nad którą można pójść na spacer albo na ryby.
Bomba ekologiczna wybuchła w piątek 12 czerwca. - Chodzę nad Płonkę w okolice mostu kolejowego na spacery z psami. Zauważyłem, że z bocznego kanału wali do rzeki masa cuchnącej, czarnej cieczy - mówił nam w sobotę Andrzej Ferski, były radny miejski kilku kadencji, ale nadal obywatelsko czujny Płońszczanin.
Andrzej Ferski natychmiast powiadomił o tym fakcie Straż Miejską i domagał się, aby strażnicy powiadomili o tym delegaturę Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Ciechanowie. - Skutek był żaden, ale obecny już ze mną nad rzeką dziennikarz dodzwonił się do WIOŚ i usłyszał, że mają komunikat z miasta, że wszystko jest pod kontrolą. Zdziwiłem się, bo nic pod kontrolą nie było - mówił nam Andrzej Ferski.
Nasz rozmówca pobrał z rzeki próbkę cuchnącej cieczy i udał się na obywatelską inspekcję rowów melioracyjnych odprowadzających wodę różnego pochodzenia do Płonki. - Pojechaliśmy do Skarżyna, by sprawdzić, czy może coś zostało spuszczone z zakładu mleczarskiego. Ale tam było sucho. Następnie sprawdziliśmy ten sam ciek już w Płońsku na dzielnicy przemysłowej, przy zakładzie „Elanders". Tam woda była, chociaż trzy dni wcześniej było sucho, jak dziś - mówił nam w sobotę Andrzej Ferski.
- Podobnie jest u mojego kolegi przy Płockiej. Na końcu jego działki jest rów i dziwne, że instalacja odprowadzająca zapełnia się tylko w weekendy. Tak było i tym razem, a śmierdziało, że mało nie urywało głowy - opisuje swoją inspekcję Andrzej Ferski.
Schodząc z powrotem w okolice mostu kolejowego Andrzej Ferski zauważył pracowników PGK, którzy podnosili kratę zabezpieczającą wejście do rury spustowej pomiędzy rowem a rzeką. - Zacząłem na nich krzyczeć, żeby nie oczyszczali spustu, bo wtedy jeszcze więcej tego syfu pójdzie w szybkim tempie do rzeki. Lepiej było to zostawić, bo gdyby te nieczystości ledwie się tylko sączyły, to nie mielibyśmy martwych ryb i śmierdzącej, brudnej rzeki. Pracownicy powiedzieli jednak, że mają polecenie udrożnienia odpływu. Finał widać - złościł się Andrzej Ferski.
Wizja lokalna
Od zidentyfikowania zdarzenia do akcji ratowania ryb (i rzeki) przystąpili członkowie Społecznej Straży Rybackiej z Płońska oraz strażacy ochotnicy z OSP Płońsk. - Udało nam się przekonać powiatowy sztab kryzysowy do zgody na uruchomienie kurtyn wodnych na dolnym odcinku rzeki, w parku i przy moście na ulicy Grunwaldzkiej - mówił nam członek straży rybackiej Marcin Olszewski. - Chociaż trochę może to pomogło, ale patrząc po ilości martwych ryb jestem przerażony skalą zanieczyszczenia. Kilka dni wcześniej wpuszczono do wody łącznie 48 tysięcy sztuk trzech gatunków, 36 tysięcy jazia, a po sześć tysięcy jelca i świnki. Ile przeżyło? - zastanawia się poirytowany Marcin Olszewski.
Dopiero w sobotę od rana do godzin popołudniowych przy moście kolejowym odbyła się wizja lokalna z prawdziwego zdarzenia. Znów za sprawą Andrzeja Ferskiego nad Płonką pojawił się burmistrz Andrzej Pietrasik, starosta Andrzej Stolpa, urzędnicy ratusza, szef powiatowego sztabu kryzysowego oraz przedstawiciele WIOŚ z Ciechanowa.
Od samego rana byli tam już strażacy ochotnicy, przedstawiciele Polskiego Związku Wędkarskiego, dziennikarze i policjanci.
- Absolutnie żaden z urzędników nie mógł powiedzieć w piątek, że sytuacja jest pod kontrolą. Będziemy wyjaśniać, kto wprowadził w błąd inspektorów z WIOŚ - zapewniał Andrzej Pietrasik. Dobrze, że pan narobił szumu, bo sprawa jest bardzo poważna - zwrócił się burmistrz do Andrzeja Ferskiego.
- Myślę, że jednym z działań powinna być szczegółowa kontrola wszystkich cieków wodnych prowadzących do rzeki, łącznie ze sprawdzeniem przykanalików idących od poszczególnych posesji. Uważam, ze inspektorzy WIOŚ powinni pobrać próbki z tych bocznych przyłączy i mogliby to robić w asyście policji, bo nie wszędzie można wejść bezpośrednio. W ten sposób znajdziemy odpowiedź na pytanie, co wpłynęło do rzeki - powiedział Andrzej Pietrasik.
Z kolei przedstawiciele Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska nie wykluczyli wstępnie, że to nagły zrzut dużej ilości błota i osadu z rowów i instalacji mógł być przyczyną uduszenia ryb i zmiany barwy i zapachu rzeki. Dodatkowo bardzo niski stan wody uniemożliwiał rozrzedzenie się wlanych osadów. To tylko hipoteza, bo na podstawie zebranych próbek w ciągu 10 dni inspektorzy mają ogłosić skład chemiczny i biologiczny pobranego materiału badawczego.
Podczas tej niecodziennej wizji lokalnej wszyscy obecni obejrzeli stan rowów i cieków nie tylko przy moście kolejowym, ale również na prywatnej posesji przy ul. Płockiej, przy moście w parku Wolności oraz przy zakładzie „Eladers" przy ul. Mazowieckiej.
Przy ul. Mazowieckiej znajduje się także Stacja Uzdatniania Wody płońskiego PGK. - Rutynowo spuszczamy wodę z jednego ze zbiorników, która trafia do rzeki, ale ona nie zagraża środowisku - mówił Wojciech Ostapowski, członek zarządu miejskiej spółki. - Z pewnością nasze zrzuty nie szkodzą i nie przyczyniły się do piątkowego zdarzenia. Na bieżąco badamy skład naszej wody, więc wykluczone jest jej niebezpieczne skażenie - zaznaczył.
- Natomiast jeśli chodzi o udrożnienie w piątek przepustu, to musieliśmy oczyścić kratę, by obniżyć poziom wody na posesji mieszkańca, który zgłosił nam problem. Również nie wiemy, jaki był skład tej cieczy, która trafiła do Płonki - wyjaśniał w sobotę członek zarządu PGK w Płońsku.
Na sobotnią wizję lokalną nie dotarli za to ci, którzy faktycznie odpowiadają za stan rowów i cieków wodnych w interesującym nas zakresie. Otóż pracownicy płońskiego inspektoratu Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Warszawie byli albo na urlopach, albo na wyjeździe służbowym w Zakopanem. Ta służba, podległa samorządowi wojewódzkiemu, zajmuje się m.in. wykonywaniem obowiązków właścicielskich wobec części wód publicznych oraz szeroko pojętą gospodarką wodną. Niestety, jej pracownicy nawet nie pełnią dyżurów alarmowych.
- Miasto swoje rowy czyści i dba o ich utrzymanie. Tutaj zażądamy wyjaśnień i oczywiście nie zostawimy sprawy własnemu biegowi. Ale jeżeli państwo mnie pytają, czy miasto ma z własnego budżetu zapłacić za zadanie nie należące do gminy, to musimy zastanowić się nad formą ewentualnej pomocy, lecz nie zastępstwa. To kolejny przykład pomieszania kompetencji rożnych samorządów i służb na terenie jednej gminy - komentował zależności formalne burmistrz Andrzej Pietrasik.
Tytuł „Eko" zobowiązuje
Chcąc nie chcą to jednak samorząd miejski będzie musiał użyć wszystkich środków, aby nawet służby powiatowe i wojewódzkie zrealizowały zadanie, jakim jest dogłębne wyjaśnienie, co zanieczyściło rzekę i zabiło tysiące ryb, zwłaszcza, że różne wycieki i przecieki do Płonki zdarzają się bardzo często.
W sobotę dowiedzieliśmy się o nielegalnych tamach, ustawianych na publicznych rzekach przez prywatnych właścicieli przylegających do wód działek. Jedna z takich budowli została na Płonce rozbita w „w ekologicznym czynie obywatelskim". Druga jest poza Płońskiem na dopływającej do Płonki rzeczce Żurawiance. Jakie to ma znaczenie? - Kolosalne, bo piętrzenie wód w górnym biegu obniża poziom Płonki w Płońsku i dalej, spowalnia nurt i w ten sposób rzeka staje się brudna i niebezpieczna dla ryb, a nieatrakcyjna dla ludzi. Jeśli dojdzie do tego zrzut nieznanych substancji, to mamy taką katastrofę, jak obecna. Musimy się dowiedzieć, kto lub co zabiło nasze ryby - mówi nam członek Społecznej Straży Rybackiej w Płońsku.
Dlatego niezbędne jest, aby w sposób skrupulatny dokonać inwentaryzacji rowów i cieków wodnych odprowadzających wody różnego pochodzenia do Płonki, a także ich oczyszczenie i utrzymanie w należytym stanie.
Zgodnie z tym co sugerował burmistrz, należy również bardzo dokładnie zbadać wszelkie przyłącza od posesji zamieszkałych oraz zakładowych z pobraniem próbek, aby wykluczyć świadome spuszczanie do rzeki odchodów z szamb, a także substancji chemicznych z zakładów przemysłowych. Trzeba też rozprawić się z „bobrami", którzy dla własnych celów gospodarczych nielegalnie spiętrzają wodę, rujnując w ten sposób faunę i florę w dolnym biegu Płonki.
Natomiast każde stwierdzenie złamania przepisów w tym zakresie powinno zakończyć się bardzo surowymi konsekwencjami finansowymi i prawnymi.
Bo te wszystkie rowy, rowki, cieki wodne i przyłącza, własne tamy i zapory funkcjonują w systemie naczyń połączonych. Każdy błąd i samowolka powoduje poważne zniszczenia i wpływa na to, że przez Płońsk płynie ściek, w którym zdychają ryby, a ludziom smród wykręca nosy.
Piotr Kaniewski