Jako prezes KS Tęcza 34 Płońsk oficjalnie informuję, że z rozgrywek sezonu 2012-2013 została wycofana drużyna seniorów. Jest to bardzo smutna wiadomość, choć niestety stało się to, co stać się musiało.
Mam jednak nadzieję, że w perspektywie czasu, decyzja ta przyniesie pozytywne efekty i pozwoli stopniowo, krok po kroku, uzdrowić klub. Tęcza przecież nie przestaje istnieć, planuje intensywnie i systemowo pracować z młodzieżą, a jednocześnie stopniowo uzdrawiać sytuację finansową klubu. Jeśli w Płońsku będzie wola odnowienia naszej piłki, za kilka lat doczekamy się jeszcze i silnego klubu, i emocji związanych z piłką seniorską.
Na ten moment jedynym wyjściem jest pewnego rodzaju wstrząs, odważne decyzje, a potem mozolna konsekwentna praca. Szkoda tylko, że nie od takich decyzji zacząłem kilka lat temu swoje funkcjonowanie w płońskiej piłce, bo już wtedy finanse klubu były w opłakanym stanie.By lepiej zrozumieć obecną sytuację, pragnę przedstawić - choć jedynie w zarysie - ostatnie lata Tęczy.
Trzeba zacząć od stwierdzenia, że niestety doświadczenie ostatnich lat uczy, że chyba nie do końca przemyślana i efektywna jest forma finansowania nie tylko piłki nożnej, ale i całego polskiego sportu. Nie wdając się w szczegóły, by nie wyglądać na wszechwiedzącego mądralę, pragnę tylko nadmienić, że system nie współdziała chyba z wymogami współczesnego świata. Na końcu w działalności każdego sportu, w odbiorze kibiców, widzimy wynik. Oceniamy go, wybrzydzamy, wielokrotnie odsądzamy od czci i wiary stojących za wynikiem sportowców. Ostatnio jest to bardzo widoczne przy okazji Euro 2012 i Igrzysk Olimpijskich. Jako zwykli kibice, czy nawet obserwatorzy tej dziedziny naszego życia, nie znamy oczywiście niuansów dotyczących działalności sportowej poprzedzającej efekt ostatecznego wyniku. Ja też wielokrotnie wieszałem przysłowiowe psy na sportowcach, obserwując jedynie efekt końcowy. Gdy przez kilka lat stanąłem oko w oko z typowo polską prozą życia organizacji tego sportu, trochę zmieniłem swoje zapatrywania w tej dziedzinie. Systemowo, proszę Państwa, nie działa praktycznie nic. Jeżeli są nawet niezłe rozwiązania, to działają tylko doraźnie, dosłownie z dnia na dzień, czyli od budżetu do budżetu. Wieloletnie plany, konsekwencja w działaniu, wdrażanie szczytnych idei jest po prostu niemożliwe. Tak po prostu jest. Kto nie wierzy, niech sam spróbuje. Nie wystarcza coś fajnego wymyślić, wdrożyć do realizacji, i czekać na pozytywne efekty. Po prostu tak jest, i tyle. Ktoś powie, że się mądrzy ten Kołodziejczyk, ale prawda jest taka, że jeśli w Polsce nie powstanie system, który konsekwentnie zostanie realizowany, to nie tylko piłka nożna, ale także inne dziedziny sportu, po prostu nie będą miały poziomu amatorskiego. A w konsekwencji później także zawodowego.
Czy nie wiedziałem o tym, decydując się na szefowanie Tęczy?
Oczywiście, że wiedziałem, choć do końca nie zdawałem sobie sprawy z niuansów. Miałem jednak, zdawało mi się, dobry pomysł, by akurat u nas było inaczej. I wyglądało na to, że wielu ludzi w Płońsku miało podobne zapatrywania i cele. Na czym polegała bowiem, wprowadzona kilka lat temu akcja nazywana Modą na Tęczę. Nic w sumie wielkiego - jedynie na wspólnej realizacji celu, jaki sobie wyznaczyliśmy. Celem było zorganizowanie w Płońsku małego, ale prężnie działającego klubu, który w swoich strukturach ma możliwie najwięcej roczników drużyn młodzieżowych (najlepiej około ośmiu - od siedmiolatków do siedemnastolatków) oraz dwie drużyny seniorów (w zależności od aktualnych możliwości sportowo-organizacyjnych na poziomie III-IV ligi pierwszy zespół oraz A klasy-ligi okręgowej - rezerwy). Pomysłem na zrealizowanie planu była wspólne działanie lokalnych mediów, biznesu i samorządu. I to zadziałało! Jeśli ktoś nie pamięta, to przypomnę, że pierwsza drużyna seniorów (przy wielkich emocjach i tysiącach ludzi na trybunach) walczyła o III ligę, zespół rezerw awansował do A klasy, a drużyn młodzieżowych było siedem (szkolenie rozpoczynaliśmy już z dziesięciolatkami). Byli też sponsorzy promowani przez lokalne media, i zaangażowany samorząd. Były liczne działania środowiska, by poprzez piłkę promować miasto - by przypomnieć tylko wielkie wydarzenia, jakimi były sparingi z największymi w historii polskimi klubami - Górnikiem Zabrze i Legią Warszawa. Mało kto wie, że nasze działania mogły doprowadzić nawet do bardzo ścisłej współpracy z warszawską Legią. Tęcza swoistą „satelitą" wielkiej Legii? Tak, to mogło się udać.
Co z tego, że słowem kluczowym w tej sytuacji jest „było". Bo dlaczego, jeśli było, nie mogło trwać i przy konsekwentnej pracy przynieść oczekiwane efekty? Tego nie wiem, choć oczywiście mam pewne hipotezy. W skrócie mówiąc, złym pomysłem było, że klubem może kierować szef lokalnej gazety. Przy eskalacji lokalnych podziałów politycznych bowiem (które notabene niszczą także inne dziedziny naszego życia) polityka wielokrotnie też wkraczała, bądź próbowała wkraczać, na pole piłkarskie. A konsekwencja środowiska piłkarskiego w staraniach, by nie wkraczała, powodowała niestety odwrotne konsekwencje.
Okazało się, że nawet rozwój klubu piłkarskiego nie może pozostać ponadpolitycznym powodem do wspólnej dumy.
Nie wdając się w opowieści bez końca, doszło do tego, że prezes (szef lokalnej gazety) musiał się bez końca tłumaczyć (i jednej, i drugiej stronie), że nie chce wspierać żadnej z nich. Musiał też dementować liczne plotki o tym, że sukces w działalności sportowej widocznie potrzebny mu jest, by np. wystartować w wyborach na burmistrza. Dementowanie takich, i podobnych informacji nie znalazło chyba jednak do końca wiary...Bo od pewnego momentu sukces programu Moda na Tęczę zaczął chyba przeszkadzać.
Od dwóch lat bowiem, samorząd po prostu wycofał się ze wspólnie zaakceptowanego programu. Jak bowiem interpretować fakt czterokrotnego cięcia wysokości dofinansowania programu rozwoju? Życie jest brutalne, matematyka nieubłagana. Jeśli brakuje funduszy, w dodatku w momencie działania tak wielu grup szkoleniowych, musi się to skończyć źle. Trzeba tylko przypomnieć, że zaakceptowany plan rozwoju klubu przewidywał wydatki rzędu 250-350 tysięcy złotych. Realizacja była jednak tylko chwilowa. W ostatnim czasie samorząd postanowił, że wystarczy około 60 tysięcy zł.
W tej sytuacji nie dziwmy się też, że sceptyczny w realizacji programu był także prywatny biznes (miało być przecież współdziałanie). Jeśli kogoś w tej sytuacji dziwi fakt, że klub ma wielkie problemy finansowe, to jest po prostu złośliwy. Inaczej po prostu stać się nie mogło.
A nieodzownym jest też przypomnienie zasadniczego faktu, o którym zdaje się, że nikt już nie pamięta. Kiedy usilnie proszono mnie (tak, to nie megalomania, a fakt), by kilka lat temu ratować Tęczę, klub miał już wtedy zobowiązania na poziomie ok. 200 tysięcy złotych. Tak, to trzeba głośno przypominać, kiedy kogoś dziwią obecne zaległości.
Od wielu, wielu lat, proszę Państwa klub miał zobowiązania. Ratunkiem, i na wyjście z trudnej sytuacji, i na jednoczesny rozwój miał być właśnie program Moda na Tęczę. I brak jego realizacji okazuje się przysłowiowym gwoździem do trumny. Jeszcze raz powtórzę - trumny, której groźba nie jest datowana na ostatni rok, ale od kiedy pamiętam.Nie jest jednak moim celem grzebanie w przeszłości - ten wątek tylko gwoli uściślenia i przypomnienia, że problem nie pojawił się wczoraj.
Nie jest też moim celem obwinianie kogoś personalnie. W powyższym oświadczeniu nie sposób bowiem doszukiwać się ataków na konkretne osoby. Nadal uważam, że pozytywne efekty dać może tylko wyłączenie problematyki sportu poza spory i interesy polityczne. Moim celem jest tylko uwypuklenie problemu, do wspólnego zastanowienia i refleksji. Zepsuć można łatwo i szybko, coś zbudować tylko wytrwale i wspólnie.Jeśli w uzdrowieniu sytuacji ma pomóc wskazanie winnego, to mam apel do naszych lokalnych polityków. Niech winny będzie Artur Kołodziejczyk, który dla dobra sprawy się nie pogniewa, a potem wspólnie zróbmy wszystko, by Tęcza Płońsk ponownie mogła się rozwijać i być wizytówką miasta oraz radością dla młodych ludzi.
Tym bardziej, że rzeczywistą moją winą jest niekończąca się wiara (zwana niekiedy też naiwnością), że trzeba nadal działać mimo problemów, z nadzieją, że przecież w końcu będzie dobrze. Tak, to wina prezesa Kołodziejczyka, że nie ogłosił podobnej do obecnej decyzji, dwa lata wcześniej, rok wcześniej, pół roku wcześniej.
I nie jest to sarkazm - autentycznie żałuję, że nie poddałem się wcześniej. Może refleksja przyszłaby szybciej, może do tej pory klub wychodziłby na prostą.Sukces zawsze ma wielu ojców, porażka zawsze jest sierotą. Tak, poniosłem porażkę. Ale klub jeszcze przegrany być nie musi. Apeluję do wszystkich, którzy mają, lub mogą, mieć wpływ na jego przyszłość. Da się jeszcze zrobić coś pozytywnego, choć na razie trzeba coś zburzyć, by postawić zdrowe fundamenty. Jeśli do tego potrzebny jest także brak w tym projekcie Artura Kołodziejczyka, usunę się cień. Pewnie nawet mi ulży, bo przez ostatnie lata sporo mnie - i moich najbliższych - ta moja miłość i pasja do piłki kosztowała. I w przenośni, i dosłownie. Jeśli to ma pomóc, tak się stanie. I nawet się nie obrażę, i pomogę wyprowadzić sytuację na prostą.Jednocześnie jednak deklaruję, że jeśli sytuacja Tęczy zostanie wykorzystana do kolejnej wojny politycznej w Płońsku, wycofuję się ostatecznie.
Straciłem już złudzenia, straciłem już wiele pieniędzy, ale dobra gazety, i własnego zdrowia, więcej poświęcał nie będę.
Nie chcę górnolotnie przeceniać własnej osoby, ale proszę Państwa fakty są nieubłagane. Poniosłem porażkę, ale obserwujcie uważnie jaka będzie dalsza historia płońskiej Tęczy. Jeśli okaże się, że kozłem ofiarnym zostanie Artur Kołodziejczyk, to uwierzcie mi na słowo (a może i zdecyduję się, by to udowodnić), że w naszym kochanym mieście nie opłaca się robić nic.
W najbliższym czasie okaże się, jak traktowani są społecznicy (dla niewtajemniczonych: funkcja prezesa klubu nie jest płatna) i dobroczyńcy (od roku niemal w pojedynkę finansowałem działalność klubu w nadziei, że to tylko krótkotrwała zadyszka budżetowa).Jeśli szeroko rozumiana klasa polityczna naszego miasta chce coś zrobić, jeszcze raz deklaruję współpracę.
Jeśli jednak potrzebna jest tylko kolejna zadyma, to proszę - walcie.
Tak, to ja, Artur Kołodziejczyk podjąłem decyzję o wycofaniu seniorów. Zrobiłem to w desperacji i w głębokim przekonaniu o konieczności takiego kroku. Zrobiłem to, co powinienem zrobić na początku mojej przygody z Tęczą. Wtedy już trzeba było najpierw zburzyć zadłużony klub, i budować od nowa. Uwierzyłem w inny scenariusz rozwiązania tego problemu. Okazałem się nieprzewidujący i łatwowierny, a to nie są cechy dobrego prezesa. Widocznie moja wieczna miłość do piłki przesłoniła mi rzeczywiste cechy ukochanej. Przepraszam więc wszystkich sympatyków płońskiego piłkarstwa, bo mam wrażenie, że wiarą w piękne jutro zostali na tyle zarażeni, że też muszą czuć niesamowity zawód.
Dziękuję też wszystkim (a wbrew pozorom jest ich wielu), którzy pomogli budować - jak się niestety okazało - jedynie nierealną wizję, że nawet w małym mieście można zrobić coś fajnego.
A może jednak nie wszystko jeszcze stracone...?
Spotkanie z „negocjacyjną" grupą radnych odbędzie się 22 sierpnia.
Jeszcze raz przepraszam i dziękuję.
Artur Kołodziejczyk
PS 1. Dziękując za słowa pełne zrozumienia dla tej decyzji, których doświadczam w ostatnich dniach, chciałbym odpowiedzieć na główną wątpliwość. Dużo osób mówi: brawo za odważną i konieczną decyzję, ale trzeba było zgłosić seniorów chociażby do B klasy.
W odpowiedzi: Tak, mogłoby to być jakieś rozwiązanie. Uznałem jednak, że istniało zagrożenie, iż siła wstrząsu mogłaby okazać się za słaba, a zamiast działań naprawczych zaczęłoby się ocenianie kolejnych wyników. Po kilku tygodniach ponownie największym zainteresowaniem byłoby jedynie jaki wynik meczu, która pozycja w tabeli, czy są szanse na awans? W katastrofalnej sytuacji nie o to chodzi - a jeśli się ona poprawi, w każdej chwili można reaktywować seniorów i zgłosić do rozgrywek B klasy, która jest najniższym szczeblem rozgrywek w naszym rejonie.
PS 2. Szeroko rozumiani przeciwnicy, a jednocześnie obrońcy nienaruszalnej godności władzy - już to widzę - zaraz rzucą się z teoriami, że piłka seniorska przecież nie może być finansowana przez samorząd, i tak dalej, i tak dalej.
W odpowiedzi, by postronni mogli wyrobić sobie zdanie: formalnie będą mieli rację, tylko, że brak należytego finansowania szkolenia grup młodzieżowych, jako oczywista konsekwencja, musi doprowadzić do tego, że i tak skromne środki z sektora prywatnego (wykorzystywane do finansowania seniorów) muszą być wykorzystywane na załatanie dziury finansowych potrzeb w funkcjonowaniu grup dziecięcych i młodzieżowych. Bo około 60 tysięcy złotych, jeśli chcemy pracę z dziećmi traktować poważnie, bezproblemowo starczy jedynie na dwie grupy młodzieżowe. AK
Na zdjęciu: Prezes KS Tęcza '34 Płońsk Artur Kołodziejczyk