Brat brata na rodzinnej ziemi wita z zapiekłym żalem w sercu i z siekierą w dłoni. Czy to polska specyfika? Nie. Kogoś ruszyło sumienie za nieswoje winy i w sposób symboliczny przywraca o czymś pamięć z szacunku dla innych ludzi. Czy to ułomność? Też nie. A jednak prowokacja, mówią krytycy filmu Pasikowskiego.
Gdzieś na Podlasiu lub Ziemi Łomżyńskiej. Początek XXI w. - net jest, komórki działają, wolny rynek etc. Mała miejscowość żyjąca swoim rytmem, swoimi sprawami i żelaznymi prawidłami dyktatu absolutnej większości. Tam nie ma miejsca na norwidowskie pytania i dylematy „Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala/Czy ten, co mówić o tym nie pozwala?".
Żyje się twardo, podejrzliwie, zazdrośnie i w swoim przekonaniu tak jak Bóg przykazał. Jak to w małym środowisku. Czy to polska wyłączna specyfika? Nie, tak żyje większość ludu tej dziwnej planety.
Gdyby Józek Kalina był lokalnym niebieskim ptakiem i popijał często pod jedynym we wsi sklepem, to by wieś ani nie wysłała go na leczenie, ani też nikt by go za to nie bił i potępiał.
Gdyby Józek Kalina „miał coś z głową", to stałby się obiektem drwin dzieciarni i starych bab, a przed sklepem dla pozostałych pełniłby rolę wioskowego głupka. Królowie mieli błaznów strojnych, wsie mają wioskowych głupków. Wówczas Józek stanowiłby o lokalnym kolorycie.
Mógłby jeszcze Józek Kalina po zabawie zrobić dziecko lokalnej piękności lub córce najlepszego gospodarza. Po wstępnym upodleniu, przestąpiłby jednak wysokie progi, aby po latach stać się szanownym panem, któremu nikt nie śmiałby wypominać trudnych początków.
Został jednak parszywą owcą, wrednym psem i skurwielem, który skalał własne gniazdo. Należy mu się kara!
Czy to polska specjalność? Nie - setki i tysiące przykładów takiego schematu obrazują filmy i literatura od USA po Japonię i od Chile przez RPA i Australię.
Skąd więc larum w Polsce?
Pojawił się bowiem ŻYD - jego widmo, jego symbole, jego śmierć. Wyszedł wprost z ziemi i stanął by kłuć w oczy, pobudzić ten lęk z tyłu głowy, niewidziany, nieodczuty. Wręcz genetycznie odczuwalna niechęć wykluła się z larwy wśród bogobojnego ludu, by w słusznej sprawie Józka Kalinę dopaść i zlikwidować problem.
Józek Kalina ze „swojaka" stał się obcym i uruchomił niespożyte pokłady ksenofobii, które połączone z niechęcią do wspominania tragedii sprzed lat uruchomiły pokaźne złoże antysemityzmu.
Paradoksem jest, że największymi antysemitami są ludzie, którzy ani żadnego Żyda nie znają osobiście, ani też nawet nigdy go nie widzieli. Wystarczy wskazanie - pomocne zresztą niektórym w życiu publicznym w identyfikacji „swój-obcy" - jak w systemach lotnictwa wojskowego.
Podobnie rzecz się ma z drugiej strony. Są środowiska, które nie dość, że nie cierpią Polaków, choć żadnego nie znają, to podobną pogardę mają dla niby swoich, lecz korzenie rodzinne mających w naszych stronach. Nieufność i wrogość powstaje bowiem łatwiej niż zrozumienie.
Wracając jednak do rzeczy, gdzieś na Podlasie, gdzieś na Ziemię Łomżyńską, gdzieś na poletko uprawiane solennie we własnej głowie...
Józek Kalina otóż w zgodnej opinii oszalał, albo świadomie postanowił zranić swoich ziomków - tak myślą. Postanowił wykopać płyty nagrobne żydowskich innowierców i zbudować z nich na swoim polu symboliczny cmentarz-pomnik.
W ludzi jakby piorun strzelił, bo Kalita wydobył z ziemi niechcianą historię, a nad wsią uniosły się opary tragedii sprzed lat, która stała się tragedią współczesną - demony nie umierają, jeśli się je umiejętnie podsyca choćby niewielkim ogniem na drobnym chruście.
Mówiąc wprost - wkurwienie w narodzie małej wioski sięgnęło zenitu.
Dwadzieścia lat wcześniej wieś opuścił, jak wielu ludzi z tego regionu, Franek - brat Józka. Osiadł w Chicago, ale uprzedzeń nie stracił. Na pogrzeby rodziców nie przyjechał, lecz wiary kto dobry, a kto zły dolar w nim nie zatarł.
Wraca więc jak brat do brata, na swoją ojcowiznę. Józek wita Franka z siekierą w dłoni, jak przystało na mającego żal w sercu człowieka...
Siekiera w ruch nie poszła, a Franek dołącza do misji Józka wspieranej przez proboszcza. Z niechęcią i narastającą agresją reagują na to mieszkańcy oraz wikary.
Franek - z początku swój chłop, choć z Ameryki - próbuje jedynie dowiedzieć się, czemu wieś tak źle reaguje na zachowania brata. Potem zaczynają wspólnie zagłębiać się w zdarzenia sprzed lat. W efekcie szanujący ojca i celebrujący pamięć o nim Józek odkrywa nieznaną kartę losów rodzinnych...
„Pokłosie" Władysława Pasikowskiego nie jest filmem historycznym. Jest to obraz kryminalno-sensacyjny z istotnymi elementami horroru i thrillera. Momentami dialogi stają się recytacją moralitetu - za co Pasikowski zbiera uwagi od skądinąd przychylnych filmowi wielu krytyków.
W tym obrazie nie pada słowo „Jedwabne", a jego akcja toczy się wyłącznie współcześnie, bez retrospekcji. Kanwą akcji jest oczywiście zbrodnia dokonana na ludności żydowskiej przed laty, jednak film jest według mnie spojrzeniem o znacznie bardziej szerokiej ogniskowej. Nie jest jednak panoramą, nie mówi o zachowaniach typowych dla wszystkich i uznawanych przez większość za jedynie właściwe. W tym sensie bardziej ostrzega, że niewiele brakuje w różnych sytuacjach, by z przeciętnego człowieka przeistoczyć się w zionącą agresją i nietolerancją bestię.
Być może sztywne i jednorozmiarowe prawidła małych społeczności są bardziej podatne na takie zachowania. A skoro erupcja nienawiści jest możliwa w XXI w., to znacznie łatwiej było ją wywoływać kilkadziesiąt lat temu.
Według mnie właśnie o tym jest ten film, bo sprowadza do pytania, dlaczego wciąż te same kalki są w użyciu, nie tylko w odniesieniu do Jedwabnego czy innych zdarzeń sprzed wojny, w jej trakcie, podczas okupacji i później. I nie tylko stawianie takiego pytania w kontekście relacji polsko-żydowskich. Chodzi o to, dlaczego w ogóle jesteśmy tak nietolerancyjni, mimo wielomilionowych przykładów, do czego różne - izmy prowadzą.
Różne fora internetowe pękają od komentarzy po „Pokłosiu" Pasikowskiego. Mówi się o tym i dyskutuje w programach kulturalnych i serwisach informacyjnych. Wiele osób podkreśla uniwersalność przesłania filmu i jego dobroczynną rolę jako impulsu odblokowującego szerokie kręgi ludzi do dyskusji o sobie - postawach, zachowaniach i odruchach często wynikających ze schematów i stereotypów tworzonych przez lata.
Jest też liczna grupa uważających, że Pasikowski zrobił film godzący w dobre imię Polaków, po to, by „przemysł Holokaustu" mógł dalej trwać i zarabiać na tym pieniądze. Są głosy, by spowodować zakaz jego emisji w innych krajach, właśnie z powyższych powodów.
Oceniając obraz Pasikowskiego Andrzej Wajda powiedział, że to na tym kończy się polska szkoła filmowa, bo jej zasadą było krytyczne spojrzenie na siebie i rzeczywistość dookoła, wzbudzanie dyskusji, prowokowanie do niej, a dziś dominować zaczyna pozorny blichtr i niechęć do zgłębiania siebie.
Z tych wszystkich powodów, gorącej dyskusji już przed premierą, Władysław Pasikowski osiągnął sukces promocyjny. Teraz pora sprawdzić, czy będzie to obraz przełomu w myśleniu o sobie, ludziach i odruchach w kontekście tego, jak straszne rzeczy możemy zrobić z głupoty, niewiedzy, nienawiści i niechęci do mierzenia się z trudnymi sprawami; czy też film przyczyni się tylko do dalszego pogłębiania podziałów „swój - obcy".
I gdyby tak kategoryzować, właśnie ta druga opcja jest antypolska, bo jałowa i wsteczna.
Piotr Kaniewski
Zdjęcia: FilmWeb.pl
„Pokłosie" w Płońsku
Kino „Kalejdoskop" ul. Płocka 50
16 - 18 XI - g. 19.00
21 - 22 XI - g. 19.00
Filtry