Coraz bardziej czytelny staje się zrealizowany plan paraliżu Trybunału Konstytucyjnego, zwłaszcza w kontekście wątpliwości dotyczących programu Rodzina 500+. Plan, który niebawem zamieni się w ustawę, jest po prostu niesprawiedliwy i wykluczający dla wielu dzieci i ich rodziców, co dobrze działający Trybunał łatwo by wykazał i nakazał poprawienie ustawy. Czy o to chodziło, żeby tak się nie stało?
Pamiętamy solenne zapewnienia z kampanii prezydenckiej i parlamentarnej, że każda rodzina otrzyma wsparcie państwa dla każdego dziecka. Już w trakcie jesiennej walki o Wiejską PiS modyfikował przekaz, że będzie jednak zastosowane kryterium dochodowe, więc pieniądze będą wypłacane rodzicom lub opiekunom od drugiego dziecka wzwyż. Ktoś jednak policzył, że obietnica wypłaty żywej gotówki dla wszystkich dzieci jest nierealna do spełnienia, ale zabrakło odwagi i czasu, by popracować nad programem naprawdę rzetelnie. Rząd bowiem i jego większość parlamentarna popędzana przez swoich wyborców, ale również opozycję, przygotował kolejne rozwiązanie prawne szykowane w pośpiechu i dopychane kolanem.
Kasa, misiu, kasa...
Program wsparcia dla rodzin, czyli pomoc państwa w inwestowanie w dzieci, był i jest potrzebny. To co przegapiło niegdyś rządzące SLD, a potem koalicja PO-PSL, na sztandary wciągnęło PiS. 500 zł na dziecko było skutecznym argumentem pozwalającym na wygraną w obu wyborach - prezydenckich i parlamentarnych. Dlatego wiele osób chętnie wsparło socjalną propozycję obecnie rządzącej partii, nie znając oczywiście szczegółów tego rozwiązania.
Pomimo dobrego startu z projektem, który wstrzelił się w oczekiwania społeczne, program Rodzina 500+ został mocno okrojony. Wypaczono również jego sens, bo okazuje się, że nie „wszystkie dzieci nasze są". Wśród nich nie ma dużej liczby dzieci wychowywanych przez jedno z rodziców, nie ma w większości pierwszych dzieci w rodzinie, a dzieci „bogatszych" rodziców pewnie też nie skorzystają, o ile ich rodziciele ulegną szantażowi ministrów Szałamachy i Morawieckiego.
Z ambitnego projektu demograficzno-socjalnego zrobiono więc program kasowy dla wybranych. A przecież prawo, które nie dotyczy wszystkich można łatwo podważyć, bo określa jedynie grupę uprzywilejowaną. To tak jakby w Konstytucji dać zapis, że Rzeczpospolita Polska jest dobrem wspólnym niektórych obywateli. Jest różnica?
Rolą władzy nie jest rozdawanie pieniędzy, ale gospodarowanie nimi w taki sposób, żeby tworzyć przyjazne i sprawne oraz sprawiedliwe państwo. Po to są podatki. W tym mieści się dobrze skonstruowany, perspektywiczny system podatkowy (z dużą funkcją ulg dla rodzin), dobrze zorganizowana pomoc społeczna i opieka socjalna, a także dobre programy i rozwiązania prawne służące dzieciom i ich rodzicom - w tym dostępne żłobki i przedszkola, dobrze rozwinięte szkolnictwo i zajęcia pozalekcyjne, inaczej skonstruowany system urlopów, ułatwiający utrzymanie poziomu rozwoju zawodowego rodzica/rodziców.
Gotówka wypłacana w kasie urzędu gminy czy przelewana na konto to pogrzebanie ambicji w zamian za chwilowe zadowolenie odbierających pieniądze. Takie: dziękuję od PiS za wybory. Rozwiązanie złe, bo systemowo niczego ono nie załatwia.
Owszem program może wpłynąć na... wzrost bezrobocia i realizację projektu rodziny wedle wzorca, że kobieta rodzi dzieci i siedzi w domu. Minister Elżbieta Rafalska mówi, ze nie wyobraża sobie, by kobieta z trójką czy czwórką dzieci zrezygnowała z pracy, gdy dostanie pieniądze z programu Rodzina 500+. W Warszawie czy Gdańsku może nie, ale nie byłbym tego pewien, jeśli w grę wchodzi małe miasto lub wieś, bo jeżeli dotąd ta matka zarabia najniższą krajową, to przy czwórce dzieci ma dochód na czysto 2000 zł. To wciąż dla tej Polski małych miasteczek i wsi nie są małe pieniądze, zwłaszcza że zawsze można gdzieś sobie dorobić.
Poza tym program Rodzina 500+ obarczy mocno samorządy nowymi zadaniami. Nie chodzi tylko o prowadzenie rejestru i wypłacanie pieniędzy, ale również o nadzór nad ich wykorzystaniem. Stale padają pytania, a co jeśli rodzic po prostu przepuści pieniądze przeznaczone dla jego dzieci? To model znany z „becikowego", gdy forsa zamiast iść na najpotrzebniejsze dla malucha rzeczy trafiała do kasy pobliskiego monopolowego lub zostawała „na mecie".
Ministerstwo ma odpowiedź: będą to nadzorowały samorządy! Już widzę tych urzędników radośnie wynikających w ludzkie życie i szarpiących się z ululanym tatusiem przed sklepem... Czekać tylko na karczemne awantury w urzędach, gdy kasa w gotówce zostanie zamieniona na bezpośrednią wpłatę urzędu za przedszkole, czesne czy kupione ubranie dla dziecka. Naprawdę z Warszawy inaczej nie widać prawdziwej perspektywy niedociągnięć tego z założenia ambitnego programu?
Program „Gotówka 500+" wspomaga w pewien sposób rodzinę, chociaż chyba bardziej wesprze lokalny handel. Z drugiej strony buduje kolejne grupy wykluczonych, czyli np. jedynaczki i jedynaków, dzieci wychowywane samotnie przez jedno z rodziców, w dużej mierze dzieci, które mają oboje rodziców z czego jedno nie pracuje, ale drugie zarabia dobrze. Kryterium dochodowe jest dość niskie, dlatego nie mieszczą się w nim ludzie w różnej sytuacji rodzinnej, którzy jednak nie zarabiają marnie. Dlaczego więc ich dzieci musza zostać za to ukarane?
Kolejną grupą wykluczonych są dzieci dobrze sytuowanych rodziców. Czemu też wobec nich zastosowano system kastowy poprzez szantaż dwóch ministrów, żeby ich rodzice nie brali tych pieniędzy? Jedni więc spadli poniżej pierwszego szczebla drabinki, drudzy są mocno powyżej ostatniego. Nie służy to dobrze rodzinie, zwłaszcza dzieciom w układaniu się w ich głowach systemu wartości i odkrywania swojego miejsca w świecie.
Kontrowersje budzi również zapis o granicy wieku dziecka, którą określono na lat 18. Powoduje to jednak, że wówczas młodsza siostra czy brat równocześnie utraci te 500 zł i bez znaczenia jest wówczas wiek młodszego rodzeństwa. To totalna niesprawiedliwość, która spotka rodzinę i dzieci.
Skoro więc na razie nie „wszystkie dzieci nasze są", to można jeszcze ustawę poprawić. Dlaczego nie przejść na system rzeczywistego wsparcia WSZYSTKICH dzieci? Celnie taką analizę porównawczą Polski i Węgier podaje Łukasz Warzecha w felietonie dla Wirtualnej Polski. Warzecha, jak wiadomo, nie jest bynajmniej publicystą lewicowym ani nawet centrowym, stąd jego krytyka działań PiS w kontekście rzeczywistego wsparcia rodzin nie powinna być obarczona podejrzeniem o PO-owską stronniczość.
Otóż na Węgrzech, jakże ukochanych przez prezesa Kaczyńskiego, zastosowano szereg rozwiązań podatkowych, które prowadzą do tego, że liczne rodziny w praktyce albo nie płacą podatków, ale są to daniny niewielkie. To jest rzeczywiste wsparcie i inwestycja państwa rodzinę i dzieci, bo odwrotnie niż w Polsce zachęca rodzica/rodziców do pracy a nie odwrotnie. Węgry nie są zresztą jedynym przykładem przyjaznych działań państwa wspierających rodzinę, jak np. we Francji, Wlk. Brytanii czy Holandii, o Norwegii już nie wspominając.
Czemy by w Polsce w ramach wsparcia dla rodzin nie wprowadzić powszechnych darmowych obiadów w szkołach? Przecież nie ma znaczenia status majątkowy rodziców, gdyż taka dostępność dla każdego dziecka jest jednym z elementów wychowawczych społeczeństwa egalitarnego.
Wsparciem jest też dalszy rozwój szkolnictwa publicznego oraz zajęć pozalekcyjnych, w tym oczywiście programów językowych, sportowych itp. Te działania również państwo mogłoby finansować z lepszym skutkiem, niż sam obrót gotówką.
Podobnie z budową i utrzymaniem żłobków i przedszkoli, za które rodzice mogliby nie płacić lub wnosić naprawdę niewielkie opłaty. Tak samo trzeba by zreformować systemy opieki społecznej, zdrowotnej i edukacji, żeby rzeczywiście premiowały dzieci i chroniły przed nieodpowiedzialnymi rodzicami. To są inwestycje w ich przyszłość, bezpieczeństwo i prawidłowy rozwój.
Wreszcie można by skończyć z fikcją, że studia na uczelni publicznej są w Polsce darmowe. To też rola państwa, aby wywiązać się z zapisów prawnych i w ten sposób wspierać polską rodzinę, dbając jednocześnie o edukację dzieci i dorosłej młodzieży.
Pomysłów i propozycji jest wiele, co ważniejsze, one są do przeprowadzenia.
Na realizację wielu takich działań rząd mógłby przekazywać pieniądze samorządom, które i tak te zadania realizują, ale mogłyby znacznie poszerzyć ich zakres, gdyby miały w kasie kasę. Na dodatkowe pieniądze dla samorządów również są gotowe rozwiązania prawne, ale ich wprowadzenie wymagałoby wspięcia się na wyżyny, by zobaczyć Polskę nie na wybory za trzy lata, ale za lat dwadzieścia i więcej.
Felerem jednak takich i podobnych rozwiązań jest ich systemowość i wielozakresowość. Efekt można by zobaczyć dopiero z perspektywy kilku lat, więc PiS-owi nie o to chodzi. Poza tym, po co mają wspierać samorządy różnej proweniencji, skoro Polki i Polacy muszą dokładnie wiedzieć, komu należy podziękować za program „Gotówka 500+".
Jeszcze jest czas, aby naprawdę wszystkie dzieci były nasze, równo traktowane, a nie dzielone przez zarobki i sytuacje życiowe ich rodziców.
Piotr Kaniewski
Na zdjęciu: premier Beata Szydło prezentuje projekt ustawy Rodzina 500+. Foto: Polskie Radio, dodatki redakcja
PS. Konsekwentnie zapraszam do publikacji własnych tekstów tych z Państwa, którzy dobrze czują się w strefie myśli demokratycznej i wolnego słowa. Pamiętaj - nie jesteś sama, nie jesteś sam, chociaż dla nas czasy trudne. Dziękuję wielu Czytelnikom za miłe i budujące maile, sms-y i rozmowy po poprzednich publikacjach w rubryce „Od deski do deski - Kaniewski". Moc jest z nami!PK