Zakładając, że papieski i biskupi apel o przyjmowanie uciekinierów m.in. z Syrii spotkał się z uznaniem księży i wiernych, można sądzić, że już niedługo także u nas pojawią się pierwsi przybysze szturmujący Europę. W pierwszym odruchu praktycznie każdy powie, że ludziom trzeba pomóc, ale odpowiedź na pytanie: czy pomożesz im w swoim domu czy sąsiedztwie, już taka prosta nie jest.
Niezauważalnie z przekazu publicznego zniknęła wiadomość, że pomoc bezpośrednia będzie dotyczyła chrześcijan, co było uporczywie tłumaczone przez kilkanaście dni w Polsce. Dlaczego? Bo dziś nikt już nie wie, kto zdołał się do Europy przebić i kto znajduje się na Węgrzech, w Grecji, Niemczech czy Austrii. Tak samo nie wiadomo, kto trafi do Polski, Francji lub Hiszpanii.
Europa wobec fali uchodźstwa stanęła bezradna, a jedynym pomysłem jest „kontyngentowanie" uciekinierów. Z „rozdzielnika" Angeli Merkel wynikają coraz to nowe liczby ludzi, a też nikt nie wie, czy docelowo do „podziału" pomiędzy kraje UE będzie milion, dwa czy może 10 milionów osób, które uciekają do Europy. Bo uciekają nadal.
Bruksela w pocie czoła próbuje sprawę uchodźstwa ubrać w ramy prawne, obiecując m.in. pieniądze i rozwiązanie formalne, mające zapewnić, że np. Syryjczyk przyjęty przez Polskę nie będzie mógł stąd wyjechać do Niemiec lub innego państwa grupy Schengen.
Dowiadujemy się, że każda osoba trafiająca do Polski otrzyma zasiłek w wysokości 1 500 zł miesięcznie, pomoc prawną i inna opiekę oraz prawo do uzyskania azylu. Nie dowiadujemy się za to, na jakich zasadach i kto do nas trafi.
Nie trzeba być wnikliwym obserwatorem procesu, by stwierdzić, że Europę zalewają fale nie steranych wiekiem i wojną ludzi szukających bezpieczeństwa, lecz w przeważającej grupie to młodzi ludzie, głównie mężczyźni.
Cóż z tego, że pokazuje się nam głównie obrazy z dziećmi i ich matkami - bo to ma zmiękczyć serca - jeżeli informacje płynące z Grecji, Węgier, Austrii czy Niemiec są dowodem rzeczywistego składu osobowego tej wędrówki ludów.
Europa nie wie, kto tu trafia i ma problemy z podstawową identyfikacją osób przybywających. Bardzo wielu uchodźców nie posiada dokumentów lub są one wątpliwego pochodzenia, tłumy mężczyzn odmawiają pobrania od nich odcisków palców.
Jak więc sprawdzić w dostępnych bazach danych, czy wraz z falą ludzi naprawdę potrzebujących wsparcia i opieki, nie idą z nimi ludzie potencjalnie niebezpieczni lub nawet jako tacy figurujący już w różnych bazach danych policji i służb specjalnych państw UE.
Każdy, kto powie, iż mają prawo odmawiać sprawdzenia, bo to niehumanitarne, niech sobie przypomni lub poczyta o upokarzającej procedurze uzyskiwania wiz do USA.
Poprzez gorączkowe działania kanclerz Niemiec i europejskiego rządu w Brukseli jesteśmy poddawani coraz większemu szantażowi emocjonalnemu i formalnemu. Nikt za to, z osób regulujących dziś europejską polityką, nie zająknie się nawet, czy to uchodźcy czy też imigranci przedzierają się przez Europę?
Nierealnie brzmi zapewnienie, iż przybysz osiedlony w Polsce nie będzie mógł wyjechać do Niemiec lub Francji. Legalnie - nie, ale jesteśmy przecież w strefie Schengen, więc może jeździć od Lizbony po Terespol i nikt może tego nie zauważyć. Chyba, że Unia szykuje faktyczne zniesienie lub zawieszenie braku stałej kontroli granicznej na granicach wewnętrznych. Bo trudno uwierzyć, że wyrywkowe kontrole będą dotyczyły jedynie osób o ciemnej karnacji, gdyż to zaraz trafiłoby do Trybunału w Strasburgu.
Jak z kolei będzie wyglądała procedura ustalania i przyznawania statusu uchodźcy i azylu? Czy ktoś sądzi, że imigrant zarobkowy nie powie, iż Sadat albo ludzie kalifatu pozabijali mu rodzinę, więc uciekł przed wojną, by ocalić życie?
Poza Austrią, inne kraje objęte „rozdzielnikiem Merkel" godzą się na nieokreślone w czasie wypłaty zasiłków. To może tylko oburzyć wielu ludzi w Polce, gdyż kwota gwarantowana na osobę przyjmowaną wynosi 1 500 zł. Jak to porównać do naszych zasiłków z opieki społecznej czy zasiłku dla bezrobotnych?
Najbardziej istotny jest jednak wątek zderzenia kulturowego. Nie bardzo wiadomo, jak ma przebiegać proces asymilacji ludności arabskiej w społeczeństwie, które ma problem z akceptacją swoich najbliższych sąsiadów - Rosjan, Ukraińców, Białorusinów czy Litwinów, nie mówią już o Żydach?
Polska ma nikłe nowoczesne doświadczenia w zakresie wielokulturowości, bo obecnie funkcjonuje ona na bardzo małych obszarach, a korzenie jej sięgają stuleci w głąb naszej historii. Czasy Złotego Wieku epoki Jagiellońskiej, gdzie Rzeczpospolita była państwem otwartym i tolerancyjnym utonęły w mrokach i nakazach kontrreformacji, zaborów i II RP. W PRL czy III RP też na własnym obszarze mamy jako Polacy problem z akceptacją „obcych".
Nie bez znaczenia są w obecnej ocenie działania arabskich terrorystów i lęk przed krzewieniem się w Polsce i innych krajach radykalizmu islamskiego.
Są dowody z Francji, Holandii czy Wlk. Brytanii, że środowiska ludności arabskiej skutecznie opierają się polityce asymilacji, sami tworzą swoje getta, choć chętnie i natrętnie korzystają z pomocy socjalnej państw-gospodarzy przez lata i pokolenia.
Przy tak wielkiej fali uchodźców trzeba brać pod uwagę fakt, że nie trafiają tu od razu całe rodziny. Trudno sobie wyobrazić skale i metody buntu przyjętych gości, jeśli poszczególne kraje ich przyjmujące odmówiłyby także wobec nich zastosowania prawa do łączenia rodzin, które obowiązuje na terenie UE.
Z kolei wielu ludzi niechętnych tak otwartej i niedookreślonej polityce narzucanej przez niemiecką kanclerz innym państwom Unii podkreśla, że skoro dotąd w Polsce nie uporaliśmy się z problemem przyjmowania obywateli innych państw polskiego pochodzenia (np. z Kazachstanu czy Ukrainy), to nie powinniśmy godzić się na przyjęcie Syryjczyków czy Erytrejczyków.
Cóż jednak poradzić, gdy chłodną ocenę sytuacji i poważną rozmowę o kryzysie polityki światowej, z główną rolą USA w tej mierze, która doprowadziła do zalewu Europy przez ofiary arabskiej rewolucji, zastępuje fotografia martwego chłopca, którego ciało dryfuje po Morzu Śródziemnym.
Spór i głęboki podział ocen, jakie dotykają dziś także nas w Polsce dużej i Polsce lokalnej, obrazują dwa skrajne teksty autorstwa Pawła Lisickiego z "Rzeczpospolitej" oraz Jakuba Dymka z „Krytyki Politycznej".
Oba teksty opisują dzisiejsze nastroje większości Polaków wobec sytuacji wędrówki ludów do Europy i warto je przeczytać, by uzyskać obraz rozbieżności ocen, które trapią nas wszystkich. Trzeba ten temat „przerobić" w sobie, podyskutować, bo już niedługo przestanie on być jedynie doniesieniem medialnym. Uchodźcy/imigranci arabscy w Polsce staną się faktem. Pytanie: jak sobie z nową sytuacją poradzimy, być może także w Płońsku i w okolicy?
Piotr Kaniewski