Już niedługo, bo w niedzielę 25 maja 2014, po raz trzeci w Polsce wybierzemy 51 posłów do Parlamentu Europejskiego. Do tej pory frekwencja krajowa i regionalna nie była zachwycająca i nie wiadomo, czy w maju zostanie poprawiona. Z okręgu, w którym znajduje się Płońsk, wybierzemy raczej trzy osoby, które pojadą do Brukseli i Strasburga.
Napisaliśmy „raczej trzy osoby", bo w odróżnieniu od wyborów do Sejmu czy Senatu, w wyborach do Parlamentu Europejskiego, okręgowi nie jest przypisana z góry liczba mandatów. To zależy głównie od frekwencji na danym obszarze w porównaniu z wynikami ilościowymi w innych okręgach, oraz od dość skomplikowanego sposobu podziału mandatów metodą d'Hondta.
Dopiero po ustaleniu liczby mandatów przypadających poszczególnym komitetom, rozdziela się je pomiędzy poszczególne okręgi wyborcze na podstawie kolejnych skomplikowanych działań matematycznych. Te zawiłości porównania wyniku listy w okręgu z wynikiem w kraju powodują niespodzianki, jak ta z pierwszych polskich wyborów do PE w naszym okręgu w 2004 r., gdy Platformie mandat sprzed nosa sprzątnął kandydujący wówczas z PSL Zbigniew Kuźmiuk. Stało się tak, mimo uzyskania przez PO lepszego niż PSL wyniku w okręgu nr 5.
Zresztą, w poprzednich wyborach - w 2009 roku - też było sporo zaskoczeń, gdy już w studiu telewizyjnym kandydat PiS Tadeusz Cymański, będący posłem na Sejm, dowiedział się, że wygrał mandat do Brukseli. Wcale się nie ucieszył, bo jego start wynikał tylko z taktyki wyborczej PiS.
Dlatego wybory do PE to nie przelewki, zarówno dla kandydatów jak i wyborców.
Załóżmy, że wyniki ogólne i okręgowe będą w proporcjach podobne jak pięć lat temu, to 25 maja 2014 r. z okręgu nr 5 wybierzemy troje lub trzech albo może trzy eurodeputowane.
A okręg wyborczy nr 5 to obszar części województwa mazowieckiego: powiatów - ciechanowskiego, gostynińskiego, mławskiego, płockiego, PŁOŃSKIEGO, przasnyskiego, sierpeckiego, sochaczewskiego, żuromińskiego, żyrardowskiego, białobrzeskiego, grójeckiego, kozienickiego, lipskiego, przysuskiego, radomskiego, szydłowieckiego, zwoleńskiego, garwolińskiego, łosickiego, makowskiego, mińskiego, ostrołęckiego, ostrowskiego, pułtuskiego, siedleckiego, sokołowskiego, węgrowskiego, wyszkowskiego oraz miast na prawach powiatu - Płock, Radom, Ostrołęka i Siedlce).
Siedziba okręgowej komisji wyborczej jest w Warszawie.
Kto może wybierać?
Czynne prawo wyborcze, a więc prawo wybierania w wyborach do Parlamentu Europejskiego ma obywatel polski, który najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat oraz obywatel Unii Europejskiej, niebędący obywatelem polskim, który najpóźniej w dniu głosowania kończy 18 lat, oraz stale zamieszkuje na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
Prawo wybierania nie przysługuje osobom, które:
- pozbawione są praw publicznych prawomocnym orzeczeniem sądu;
- pozbawione są praw wyborczych prawomocnym orzeczeniem Trybunału Stanu;
- ubezwłasnowolnione zostały prawomocnym orzeczeniem sądu.
Kto może kandydować?
Bierne prawo wyborcze, czyli prawo wybieralności przysługuje osobie, mającej prawo wybierania w tych wyborach, która najpóźniej w dniu głosowania kończy 21 lat, i od co najmniej 5 lat stale zamieszkuje w Rzeczypospolitej Polskiej lub na terytorium innego państwa członkowskiego Unii Europejskiej.
Bierne prawo wyborcze nie przysługuje:
- osobie skazanej prawomocnym wyrokiem na karę pozbawienia wolności za przestępstwo umyślne ścigane z oskarżenia publicznego lub umyślne przestępstwo skarbowe;
- osobie, wobec której wydano prawomocne orzeczenie sądu stwierdzające utratę prawa wybieralności na podstawie art. 21 a ust. 2a ustawy o ujawnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa.
Prawa wybieralności nie posiada również obywatel Unii, niebędący obywatelem polskim, pozbawionym prawa wybieralności w państwie członkowskim Unii Europejskiej, którego jest obywatelem.
Aby kandydować trzeba jeszcze znaleźć się w określony sposób na liście wyborczej, która liczy co najmniej 5 i nie więcej niż 10 kandydatów.
Ale po co w ogóle wybierać?
Kampania wyborcza i zamieszanie wyborcze jakie nas czeka wyłoni 751 europosłów ze wszystkich 28 państw członkowskich. Będą to dopiero ósme wybory bezpośrednie, bo do 1979 r. swoich deputowanych namaszczały parlamenty krajowe.
Z założenia eurodeputowany jest przedstawicielem swojego kraju, by tak jak w każdym parlamencie kształtować prawo, reprezentować obywateli swojego państwa i chronić ich przed rozwiązaniami niekorzystnymi.
Ale euro poseł to także członek jednej z grup-partii europejskich, czyli politycznych klubów poselskich w PE, które też realizują politykę ogólnoeuropejską. To znaczy, że nie zawsze interes polskiego eurodeputowanego musi być zbieżny z oczekiwaniem grupy politycznej, do której przynależy. Do tego dochodzą napięcia wewnątrz grup europejskich, bo przecież w swoim kraju też trzeba bieżąca politykę prowadzić.
Taki konflikt widzimy ostatnio bardzo wyraźnie, gdy interesy Davida Camerona i Jarosława Kaczyńskiego bardzo się rozjechały z przyczyn wypowiedzi premiera Wlk. Brytanii na użytek kampanii krajowej, ale wpłynęły na napięcie w łonie frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należą europosłowie PiS i brytyjskiej Partii Konserwatywnej (Torysów).
Dlatego do PE trzeba wybierać ludzki konglomerat: zręcznych polityków i dyplomatów oraz rzeczywistych fachowców - szczególnie w dziedzinach będących na topie unijnego zainteresowania. Tylko wtedy jest szansa na wpływ polskich deputowanych na rozwiązania prawne dla całej „28" stanowiącej Unię Europejską.
Co europoseł musi?
Żeby nie stać w kącie i być euro-osłem, nasz deputowany musi przede wszystkim biegle posługiwać się co najmniej angielskim. Dobrze jest, jeśli włada komunikatywnie niemieckim bądź francuskim, bo w tych trzech obszarach językowych działa się w kuluarach.
Sala plenarna PE w Strasburgu rzadko przypomina polskie piekiełko z Wiejskiej, natomiast prace koncentrują się na brukselskich komisjach, w siedzibach partii europejskich oraz podczas nieformalnych spotkań. W Brukseli odbywa się także część obrad parlamentarnych.
Stąd wyborcy powinni w czasie kampanii najpierw upewnić się, czy kandydat nie będzie „niemym" posłem do PE. Co prawda wszystkie wystąpienia plenarne są natychmiast tłumaczone na języki państw członkowskich, ale na lunch z koleżanką lub kolegą z innego kraju raczej z tłumaczem się nie chodzi.
Nasz deputowany do PE powinien też być fachowcem w jednym z ważnych obszarów zainteresowań Polski i Unii - rolnictwo, energetyka, transport, infrastruktura czy kultura oraz prawodawstwo jako takie. Samo bycie politykiem krajowym, nawet sprawnym, nie gwarantuje sukcesu w Brukseli i Strasburgu.
Do tego jeszcze trzeba dołożyć preferencje polityczne kandydata na europosła, bo skuteczność oznacza także konieczność znalezienia się w jednej z trzech najbardziej wpływowych frakcji politycznych na szczeblu unii: Europejska Partia Ludowa (tam obecnie PO i PSL), Alians Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (tam obecnie PiS) lub Parta Europejskich Socjalistów (tam obecnie SLD).
Nawet jeśli po majowych wyborach w całej Unii wzrośnie reprezentacja ultra radykalnych przeciwników UE, to nie powinno to wpłynąć na zachwianie pozycją wymienionych trzech partii europejskich, które mają obecnie głos decydujący i najbardziej wpływowych członków.
Dodatkowo europoseł powinien mieć łączność ze swoim okręgiem. Co prawda jego jak i posła krajowego nie wiążą instrukcje wyborców, bo reprezentuje ogół, ale choćby w zakresie informacji o pracach UE, własnych inicjatywach i propagowaniu sensu swojego działania poseł mógłby informować. Obecnie z okręgu nr 5 w Parlamencie Europejskim są: Jolanta Hibner (PO), Adam Bielan (kandydował z PiS, dziś nie jest członkiem) i Jarosław Kalinowski (PSL). Lecz czy przez minionych pięć lat nasi reprezentanci pokazali się szczególnie w macierzystym okręgu?
Dlatego nie dziwmy się, że frekwencja w wyborach do PE jest fatalna.
Jak było w 2009 roku?
W powiecie płońskim podczas tamtych wyborów frekwencja frunęła do całych 17 proc. z niewielkim naddatkiem. Wówczas u nas najwięcej głosów uzyskało PSL (27,87 proc.), ale różnice pomiędzy ludowcami a PO czy PiS były liczone w dziesiątych częściach procentu. Można powiedzieć, że trzy listy szły łeb w łeb. Czwartą lokatę w powiecie płońskim wywalczyła koalicja SLD-UP, ale z wynikiem tylko 6,22 proc.
W całym okręgu nr 5 frekwencja nie była wiele wyższa niż w powiecie płońskim, bo wyniosła ledwie 19,74 proc. uprawnionych. Tu różnice pomiędzy trzema wówczas wiodącymi listami były wyraźniejsze: PiS - 33,28 proc., PO - 29,37 proc., PSL - 18,69 proc. Koalicja SLD-UP tu także zajęła czwarte miejsce z wynikiem 7,79 proc. W związku z takim wynikiem w okręgu, odzwierciedlonym w części w reszcie kraju, z okręgu nr 5 mandaty uzyskała wymieniona wyżej trójka kandydatów.
Z kolei w całej Polsce w 2009 roku w wyborach do PE wzięło udział tylko 24,53 proc. uprawnionych do głosowania. Najwyższą frekwencję odnotowano w okręgu Warszawa plus powiaty z tzw. wianuszka - 38,92 proc, na drugim miejscu był okręg pomorski, ale z wynikiem niższym niż 30 proc.
Cały bój wyborczy o wejście do PE wówczas rozstrzygnęły pomiędzy sobą cztery największe partie krajowe: kandydaci PO zdobyli 25 mandatów, PiS 15, SLD-UP 7, a PSL 3. To daje 50 mandatów, ponieważ kolejny - 51 - doszedł Polsce dopiero w trakcie kadencji.
A jak będzie 25 maja?
Również w pierwszej linii dojdzie do starcia pomiędzy PiS i PO, bo to tu raczej odbędzie się główny podział mandatów. Ostro prze do co najmniej powtórzenia wyniku sprzed pięciu lat SLD, a z kolei prezes PSL zapowiada, że mniej niż cztery mandaty uzna za osobistą porażkę.
Jednak od poprzednich wyborów do Parlamentu Europejskiego mocnym przetasowaniom uległa część polskiej sceny politycznej.
Siły pod skrzydłami byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego zbiera Europa Plus z Ryszardem Kaliszem i Markiem Siwcem na czele. Niespodziankę zapowiada także Jarosław Gowin ze swoją nową partią Polska Razem, z której będzie kandydował obecny europoseł Paweł Kowal.
Praktycznie o życie polityczne walczy Zbigniew Ziobro (też obecny europoseł) razem ze swoją Solidarną Polską i kolegą z PE Jackiem Kurskim, a dalej niezłomnie swoje siły w tych wyborach zmierzy Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego.
Rosną również apetyty ruchu narodowego, który ustami Artura Zawiszy także zapowiedział start, żeby Unię rozsadzać od środka. Novum ma polegać na tym, że na listach obozu narodowego w Polsce mają się pojawić radykałowie z faszyzującego ugrupowania z Węgier, a na analogicznej zasadzie listy węgierskie zasilić mają polscy narodowcy.
Kampania zapowiada się więc na dość agresywną, ale jeśli kandydatom cel główny, czyli bezpieczną przyszłość dostatniej i mądrze zarządzanej Unii z wizją, zastąpi nawalanka krajowa, to ani frekwencji wyższej spodziewać się nie należy, ani większego pożytku z europosłów, którzy i tak w dużej liczbie zamiast w Brukseli i Strasburgu, przesiadują w kółko w mediach polskich, by bić krajową pianę.
Znów cała odpowiedzialność spadnie na nas - wyborców, żebyśmy do PE wysłali mądrą, rozsądną i dobrze dbającą o sprawy wspólnoty i Polski ekipę.
Piotr Kaniewski
Wszystko o Parlamencie Europejskim: kliknij tu.
Od redakcji: tym artykułem rozpoczynamy działalność nowej rubryki portalu Płońsk24, czyli WYBORY 2014.
W tym dziale będziemy informować i pisać o wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz wyborach samorządowych, które odbędą się w listopadzie tego roku. Już dziś zapraszamy naszych Czytelników, a także obecnych europosłów i samorządowców do pisania i publikowania w tej rubryce swoich listów, spostrzeżeń i artykułów związanych z tematyką obu elekcji i działalności kończących się kadencji PE i samorządów.