Panie Boże, wybacz mi, że to powiem. Izraelici ze wsparciem ludu Mahometa wpadli w histerię. Cieszy się bardzo Twój lud polski z tego, choć niesłusznie, bo rzekomo także w imię Twoje głosując i manifestując, na histerię odpowiadają hipokryzją. Zbaw nas ode złego. Amen.
Kanikuła polityczna zapowiadała się obiecująco. Prezes Kaczyński dalej by peregrynował po miastach i miasteczkach z przesłaniem na przyszłość; premier Tusk zbroiłby się do starcia z posłem Gowinem; posłowie z PSL pojechaliby na żniwa, a SLD z Palikotami nadal by sobie udowadniali, kto jest bardziej lewicowy.
Guzik z pętelką. Przez grzech zaniechania premiera i jego doradców minister rolnictwa wraz ze swą partią wpędzili Polskę w nieprzyjemną scysję międzynarodową głownie z państwem izraelskim oraz diasporami z Polski, USA i wielu innych części świata. Oburzenie wyraża też społeczność muzułmańska. Na razie w Polsce, ale kto wie, co jeszcze z tego wyniknie dalej?
Tak wychodzi, gdy się miesza religię z biznesem, w imię rzekomej ochrony polskiego eksportu, miejsc pracy itd. A to zrobił resort kierowany przez ministra Kalembę przy wielkim wsparciu posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego. Na szczeblu dowodzenia rządem i Platformą zabrakło refleksu i refleksji, jaka zadyma może się z tego rozpętać, gdy w jednym kotle pomiesza się te dwie sprawy. Swoją drogą PSL-owi należą się wielkie „gratulacje" za brak wyczucia i rozpętanie międzynarodowej histerii.
Jednak, żeby ludowcom nie było zbyt miło, to warto dodać, że w takim stylu prowadzona ustawa znosząca zakaz uboju rytualnego, mocnym rykoszetem uderzy w całą branżę mięsną, ubój gospodarczy oraz myślistwo, czego PSL broni jak niepodległości, bo to akurat znacząca część jego elektoratu.
Dotąd tak dogłębnie i wielowątkowo nie zajmowały się tak różne media opisywaniem realiów polskich ubojni pracujących nie na potrzeby gmin wyznaniowych, ale na rynki lokalne i regionalne. Nikt dotąd z tak wielu źródeł naraz nie domagał się niezapowiadanych kontroli w tych zakładach, a nawet przesunięcia pionu kontrolnego w tym zakresie z kompetencji ludowego ministerstwa rolnictwa do innego resortu lub nawet do premiera.
Chcieliście państwo dobrze dla swoich, wyszło jak zawsze, ale podczas całej debaty przeciwnicy uboju rytualnego oraz zwolennicy tej metody popisali się niekompetencją i niewiedzą, co do źródeł takich a nie innych zachowań. Poza tym polscy parlamentarzyści od lewa do prawa, głosujący z dumą za utrzymaniem zakazu, pokazali także swoją twarz hipokrytów jadących wedle wskazań z pracowni badań opinii publicznej, a nie wiedzy i rozsądku. Cóż, po co więc tam siedzicie za ciężką kasę, skoro i tak rządzi ulica?
Niepotrzebnie i zbyt emocjonalnie zareagowali Żydzi z Polski oraz polscy Muzułmanie. Podobnie zbyt wybuchowo reaguje rząd Izraela, diaspora amerykańska oraz inne środowiska gmin żydowskich. To tylko wzmacnia napięcie i rzeczywiście dla niektórych środowisk oznacza powrót do retoryki z lat 30-tych ubiegłego wieku.
Ale w tej zapalczywości i jedni i drudzy zapominają o meritum sprawy, czyli pochodzeniu i funkcji religijnej uboju rytualnego z jednej strony, oraz podobnych rytuałów stosowanych przez przeciwników tej metody. Starli się bowiem histerycy z hipokrytami. Na rozum miejsca dużo nie ma.
A ubój rytualny, to - pardon - mówiąc językiem zupełnie niereligijnym, takie pustynne bhp. Wzięło się to z czasów jeszcze przedbiblijnych, bo miało chronić lud Boży przed chorobami, cierpieniami i śmiercią. Krew bowiem, tak jak szpik, psuje się najszybciej, stąd upuszczanie jej podczas uboju miało za cel oczyścić z niej mięso, które potem suszono, by przydatne było długo. Podobnie pochodzenie czynności obrzezania u chłopców było wyłącznie zabiegiem higienicznym.
Nim choćby te obie dziedziny stały się kanonem religijnym w krainach pustynnych, półpustynnych i stepowych, były po prostu związane z ochroną zdrowia i życia. Ale gdyby te zasady wprowadzał nawet bardzo despotyczny władca, to nie przyjęłyby się tak, jak po ogłoszeniu, że to Prawo Boże. W przeciwieństwie do retoryki polskiego parlamentu oraz grup demonstrantów także w „naszej" Biblii można znaleźć więcej logicznych objaśnień nawet najprostszych sfer życia, bez uderzania w dzwon Zygmunta.
Właśnie logika i kształtowane przez wieki zwyczaje oparte na znajomości realiów życia na danym obszarze ukształtowały obyczaje. Na przykład świnia dla Żydów i Muzułmanów w genezie nie jest nieczysta dlatego, że byle co zje (choć obecnie trochę tak to traktują), ale dlatego, że niegdyś nie dało się mięsa wieprzowego przechowywać, bo nie nadaje się do suszenia, tak jak wołowina lub ryby. To proste zasady z czasów bezlodówkowych, a trzeba także pamiętać, że wówczas jadano mięso bardzo rzadko i na dodatek nie każdy mógł sobie na nie pozwolić.
Tak jest geneza zwyczaju, który przerodził się w obyczaj religijny, a z kanonami, jak wiadomo, dyskusja bywa niemożliwa, czego także chrześcijanom i katolikom nie życzę, byśmy stanęli pod ścianą i musieli się tłumaczyć z naszych rytuałów.
Fakt, powie ktoś, ale tamte czasy minęły, są chłodnie, lodówki, a na dodatek znaczna część Żydów i Muzułmanów mieszka w takich strefach klimatycznych, że ubój rytualny jest bezsensownym anachronizmem.
Z punktu widzenia higieny, tak, ale są to już po prostu kanony religijne. Zresztą, koszernych Żydów zarówno w Polsce jak i w samym Izraelu nie jest aż tylu, jak nam by się wydawało. Problematyczne jest za to samo gromadzenie mięsa, co napędza koniunkturę.
Poza tym, nawet w domach nieprzestrzegających ściśle tradycji judaistycznej też się chętnie jada wołowinę rytualną, bo uchodzi za rarytas, choć to nie reguła. Muzułmanie z kolei, nawet większość niepraktykujących, nie jadają wieprzowiny w ogóle, bo świnia jest po prostu dla nich nieczysta. To już taki kanon społeczny wryty w obyczaj, tak jak choćby w Polsce, gdy niewierzący na Boże Narodzenie też ubiera choinkę i z chęcią pośpiewa kolędy lub podzieli się opłatkiem.
Ale skoro już na poważnie się starli histerycy z hipokrytami, to powiedzmy coś o tych drugich. Fałszywa świętoszkowatość przeciwników uboju rytualnego zderza się z praktyką codzienności. Nawet na talerzach sejmowych obrońców zwierząt i ich popleczników na ulicy.
Nie wiem, czy ktokolwiek z tych państwa był w zwykłej ubojni, takiej, co produkuje na potrzeby lokalne - zabija świnki i krówki, cielaczki i kurczaczki. Ja byłem, nawet w takiej z wyższej półki. I co? Ano przykro, bo słychać przeraźliwy kwik świń, dramatycznie brzmiące wycie krów. Humanitaryzm wprost zajebisty, a choćby takie kurtyny akustyczne w tych miejscach mają obowiązywać dopiero od roku 2019, bo takeśmy to w Unii wywalczyli w ramach ochrony rynku i miejsc pracy.
Gdy czytam w Angorze przedruk artykułu z naTemat.pl (Angora nr 29, 21.07.2013) o realiach w polskich zwyczajnych ubojniach, to włos jeży się na głowie. Gdzie są kontrolerzy i nadzór? Otóż uprzedzają o kontrolach i wówczas wszystko jest OK. Proponuję przeczytać.
Czy Polacy katolicy stosują ubój rytualny? Tak! Skąd się bierze krew do czarniny (czerniny)? Z kaczki. A jak to się robi? Otóż kaczki się nie bije siekierą, ale podrzyna jej gardło, aby się wykrwawiła. Jadam czasem czerninę, nie jestem jednak hipokrytą, że zaprawka do tej zupy to sproszkowany chiński ersatz krwi.
Któż nie lubi kaszanki z grilla? Sezon letni w pełni i co rusz dochodzi zapach zwęglającej się kaszanki lub skwierczenie tłuszczu. A skąd się bierze krew w tym polskim kawiorze? Ano z rzeźni, po zabiciu wieprzka się ją pozyskuje. Jadam kaszankę, ale nie jestem hipokrytą, bo wiem z czego się składa i skąd składniki pochodzą, łącznie z kaszą.
Wigilia bez karpia? No co ty? Więc pędzimy do sklepu, a tam w wanience o wym. 1 x 0,7 x 0,7 m pluska się kilkanaście sztuk. Żadnego natleniania ani na prośbę humanitarnego uboju. Po prostu w łeb dzida młotkiem i siup do torby, a w domu, w tym klimacie choinkowo-prezentowo-kolędowym dorzynamy watahę, o ile szykujemy więcej niż dwie rybki. Przy jednej dopełniamy zabójstwa. Bez specjalistycznego ogłuszania i innych pierdoł. Dlaczego? Bo tak nam nakazuje tradycja, choć karp pojawił się na stołach wigilijnych jako potrawa obowiązkowa dopiero w XX w.
I aż się nie chce gadać o tzw. uboju gospodarczym, czyli zabijaniu zwierząt na własne potrzeby w zagrodach na wsi. Tam to dopiero humanitaryzm szaleje... Kurę ścina się siekierą na pieńku w obecności reszty stada. Bywa, że głowa już koło pieńka, a rosół na nóżkach zachrzania po podwórku z tryskającą z szyi krwią. Średniowiecze, kiedy ścinali ludzi na rynkach niemalże.
Albo prosiak humanitarnie ogłuszany siekierą. Bywa, że obuch ześlizgnie się ze środka łba i poranione zwierzę wpada w szok i gna, hen w pola. Umiera długo, skoro do uboju zabierają się domorośli partacze, czyli kaci.
Jest jeszcze kolejna dziedzina. Nasza chluba i duma, można powiedzieć, czyli myślistwo. Nie, myśliwi nie zabijają zwierząt, a jeśli już to, Boże broń, nie dla przyjemności, ale w ramach regulacji populacji. Tylko czemu potem mają pełne lodówy i zamrażarki dziczyzny wszelakiej na użytek własny? Skoro już zapłacą za strzeloną zwierzynę, to mogą mięso oddać głodnym i potrzebującym. Wtedy to jeszcze by miało funkcję społeczną, a tak to skorzysta tylko rodzina, czyli jakaś przyjemność z tego jest. Poza tym często akcja kończy się postrzeleniem jelenia czy dzika, a wtedy umiera on tak długo jak zwykła świnia hodowlana źle trafiona siekierką, bo ranne zwierzę trzeba najpierw odnaleźć i dobić.
Tak wygląda ten świat ludzi, którzy absolutnie nie akceptują uboju rytualnego. Hipokryci.
W ten sposób nieudolne działanie PSL na rzecz swoich wyborców odkrywa przed masową widownią morderstwa dziejące się w setkach polskich ubojni, w dziesiątkach tysięcy gospodarstw wiejskich, a także na naszych blatach kuchennych. Strzeliliście państwo sobie w stopę oraz waszym przyjaciołom i wyborcom.
Załamanie rynku mięsnego grozi wam teraz bardziej niż kiedykolwiek, bo rzesze ludzi z różnych źródeł dowiadują się (także za pomocą obrazu i dźwięku), w jaki sposób nagminnie zabija się w Polsce zwierzęta. Także te przerabiane potem na rytualny kotlet schabowy, czy równie rytualną karkówkę na grilla, co przecież my - Polacy - uwielbiamy.
Także cała rzesza posłów głosująca przeciw rządowi w tej sprawie dała się ponieść jedynie fali sondażowej i głosowi ulicy, bo nie sadzę, byście w „Hawełce" w Sejmie pytali, czy krowa, z której macie stek na talerzu została zabita humanitarnie, rytualnie, czy też została po prostu bestialsko zamordowana. Tego prawdopodobnie nie wie nawet obsługa restauracji sejmowej. Był tylko jeden poseł na sali sejmowej, weterynarz lub rzeźnik, który powiedział, że nie ma takiego pojęcia jak ubój humanitarny, bo czy tak, czy inaczej, po prostu zabijamy.
Dlatego puenta komentarza Dawida Warszawskiego (Gazeta Wyborcza, wtorek 16 lipca 2013) do sprawy batalii sejmowej w opisanej sprawie jest boleśnie prawdziwa. „ Przyznać muszę, że wizja zwycięskiego przeciwnika uboju rytualnego, który nad krwistym befsztykiem, pasztetem z upolowanego dzika czy świeżo zatłuczonym karpiem („po żydowsku", a jakże!) raduje się triumfem moralnym, jaki odniósł nad żydowską i muzułmańska rodziną, której życie uczynił jeszcze trochę trudniejszym, napawa mnie szczerym obrzydzeniem".
Mnie też, tak jak cały ten spór histeryków z hipokrytami, ten „aj, gewałt" i to „o, Matko!", gdy w tym zamęcie nikt nikomu niczego wytłumaczyć już nie chce, a z drugiej strony - jak u Barei - w rodzimych ubojniach „spodziewamy się niezapowiedzianej kontroli".
Hipokryci z Wiejskiej, zanim staniecie się w opozycji do uboju rytualnego piewcami humanitaryzmu konsumpcyjnego, a także obrońcami prawdziwej wiary i polskości, zajmijcie się obszarem wymagającym pilnych reform - ubojniami zwyczajnymi, ubojem gospodarczym itd. Bo gdy wy macie lans medialny jako zwolennicy metod humanitarnych, tam dziennie giną miliony różnych zwierząt w męczarniach.
Piotr Kaniewski
Zdjęcie tytułowe i rysunek pochodzą z Internetu