Świat moralnie upada na pysk, demoralizacja i hedonizm nim żądzą! I tylko Polska, zdrowa tkanka jej Narodu może degrengoladę wstrzymać, a przykładem własnym zawrócić ze złej drogi błądzących. Ogniem i mieczem uzmysłowić, że błądzą. To już było i finał znamy.
Rząd ma niesamowity fart. Zamiast gorącej debaty o tym, że nowe pieniądze unijne będą rozdzielane w większości na zupełnie innych zasadach niż dotąd (pożyczki zamiast bezzwrotnych dotacji) i że w przeliczeniu na województwa będzie ich mniej, mamy „eksperckie" wywody o genetyce i bruzdach dotykowych.
W tym obszarze powstała już rodzima potrawa Omlette de Bzdurier, którą od tygodnia spożywamy.
Zamiast rzetelnej dyskusji o zmianie prawa w zakresie opieki społecznej, aktywizacji zawodowej osób bezrobotnych, ciągle rosnącym bezrobociu i złej marki Polski, jako kraju atrakcyjnego dla dużych inwestycji przemysłowych, mamy anty-homoseksulane szaleństwo z zakurzonym Wałęsą na czele.
Oba te tematy zastępcze służą tylko konsolidacji ideologicznej dwóch grup - tych, którzy nie radzą sobie z rządzeniem i panowaniem nad sytuacją, za co biorą pieniądze, oraz tych, którzy znaleźli się poza systemem lub chcą zbudować zupełnie inny.Walka z In vitro i związkami partnerskimi służy „wzmożeniu ideowemu" w obronie wartości umacnianych w klimacie zabobonno-odpustowym.
Zjawisko „moralnej większości" jest dobrze znane szczególnie w USA, choć to w Europie te ruchy mają złą sławę i ponurą historię, bo przeważnie ich masowość kończyła się krwawo dla oponentów i ideologicznych wrogów.
- Dziś przedwojennego Żyda zastąpił homoseksualista - powiada prof. Magdalena Środa i ma zupełną rację. Getta ławkowe, wykluczanie z zawodów i społeczności było praktyką 20-lecia międzywojnia, kiedy odrodzona Rzeczpospolita umacniała się moralnie, a młodzi faszyści zaglądali podejrzanie wyglądającym osobnikom do rozporków.
Dziś antysemityzm również ma się dobrze, choć z uwagi na przykłady dane przez Jana Pawła II oficjalnie dla środowisk narodowo-katolickich jest passe. Dlatego wygodniej tropić pedała-liberała, który deprawuje dzieci, obraża moralność publiczną, a przy tym jest zapewne kosmopolitą, więc nie może być prawdziwym Polakiem.
Nawet PiS z prof. Pawłowicz przykucnął wobec tuzów konserwatywnej frakcji PO w walce z pedalskim równouprawnieniem - Gowinem, Żalkiem i Godsonem. Ta święta trójca PO dałaby się drzeć na pasy za obronę wartości, choć prawdziwy powód swojej krucjaty skrywają.
Otóż homoseksualizm niewielkiej części polskiej populacji jest dla nich obrzydliwy estetycznie, bo nie wiedzieć czemu, takim rycerzom zaraz przed oczyma stają sytuacje łóżkowe. Nie wspólne życie, praca, obowiązki domowe czy pójście do restauracji, ale właśnie sfera kontaktów seksualnych. Dla moralnie lepszych homoseksualizm nie wiąże się z emocjami i głową, ale z żądzą nawet nie zwierzęcą i obleśną kopulacją. I w ten sposób objaśniają innym wizję świata, straszą nawet jak poseł Godson (były pastor), że teraz związki partnerskie, a potem może obniżenie progu karalności za przestępstwa pedofilskie.
W podobnym duchu startuje do skoku przez płot mentalny noblista Lech Wałęsa. Z bezczynności politycznej, wymoczony we florydzkich basenach były prezydent postanowił zbadać poparcie. Wyszło, że gdy ogłosił koncepcje sadzania pedałów w ostatnich ławach poselskich lub nawet za murem, to 95 proc. internautów wyraziło entuzjazm. Gdyby dołożył do tego Żydów, złodziei, ludzi sukcesu i Kulczyka z resztą setki najbogatszych, to miałby wskaźnik poparcia na poziomie 150 proc. badanych!
Tylko o czym to świadczy? Jakie elity, taki naród i odwrotnie. Myśl ciemnogrodzka zbudowana na stereotypach, która ma odciągnąć uwagę od istoty sprawy.
Polska pierwsza liga ujawnionych homofonów - Pawłowicz, Wałęsa, Gowin, Żalek, Godson - oraz ich mniej ujawnieni poplecznicy w rozmowie o związkach partnerskich cały problem zaklajstrowali kwestią homoseksualną, a to czubeczek ledwie góry.
Poprzez splot różnych okoliczności ( nachalnej polityki polskiego Kościoła, upaństwowieniu wiary, otwarciu na świat(!), złej edukacji i promocji fatalnego modelu kariery życiowej i innych elementów) gwałtownie spadł popyt na zakładanie rodziny. Rodzina - kanoniczne odwołanie polskiej myśli konserwatywnej kościelnej i politycznej - przegrywa ze związkiem dwojga ludzi opartym na wszystkim co najważniejsze z wyłączeniem ślubu w USC lub związku kościelnego.
Okazuje się, że w życiu „ na kocią łapę" można być szczęśliwym, mieć dzieci, robić kariery, tworzyć prawdziwą wspólnotę duchową, a nawet chodzić do kościoła!Co jeszcze bardziej bolesne dla ultrakonserwatysty - rośnie akceptacja społeczna dla takich związków, a maleje społeczny i rodzinny ostracyzm. I to wszystko na przestrzeni ledwie ponad 20 lat odrodzonej RP, gdzie nikt nie może zarzucić, że głos Kościoła i prorodzinnej prawicy był tłumiony, zagłuszany, czy też, że uniemożliwiano promowanie tradycyjnego modelu rodziny w szkole czy nawet w przedszkolu.
Boleść tym większa, iż nominalnie 95 proc. narodu to katolicy, więc jak to możliwe, że nie respektują wskazań pasterzy?
To właśnie porażka na tym polu wywołuje furię i blokuje parom heteroseksualnym, których jest absolutna większość w gronie zainteresowanych rejestracją związku partnerskiego na podstawie przepisów jednej ustawy, ustanowienie takiej wspólnoty. Homoseksualiści służą tu jedynie do klajstrowania rozpaczy konserwatystów i do straszenia ludzi ich „akcjami promocyjnymi".
Polski rasowy polityk ze stajni przparafialnej jak Gowin czy Wałęsa nie wyobraża sobie po prostu, że państwowe rejestry zapełnią się imionami i nazwiskami osób, które stworzą nowy typ rodziny, bo już wystarczająco gorzką pigułą dla nich i ich patronów jest fakt, że rodzi się gigantyczna liczba dzieci poza małżeństwami, a i do związków kościelnych nie pali się tyle par, co kiedyś. To wystarczająca porażka, by polski ultrakonserwatywny Kościół i jego polityczni stronnicy pozwolili na dalszą, tym razem formalną, liberalizację życia.
A „pedał i lesba" to po prostu wdzięczne obiekty do zobrazowania stanu hedonizacji życia i upadku obyczajów, bo nie wypada przyznać się do aż tak bolesnej porażki w braku wpływu na zachowania olbrzymiej grupy par hetero.
Dlatego zakurzony Wałęsa, dogmatyczny Gowin, homofobiczna Pawłowicz fałszywym obrazem zakrywają swoje i swoich mocodawców ideologiczne klęski w dziedzinie rządu dusz.
Niestety wywołują przy tym olbrzymią falę nienawiści, bo kanalizują w jednym nurcie frustracje milionów Polaków, w tym bardzo wielu młodych. Ten dyskomfort ludzi oburzonych nie wynika jednak z faktu, że ten czy ów, ta czy owa jest osobą homoseksualną, ale że dla nich nie starcza - pracy, pieniędzy, widoków na przyszłość i poczucia bezpieczeństwa!
Dlatego nie mniej sfrustrowanym politykom tak łatwo jest rozhuśtać emocje i jak przed wojną na Żydów, tak teraz na pedałów odwrócić publiczną uwagę i zlinczować ich cudzą ręką za własne nieudane rządy, chore prawa, brak wizji i życie w oparach zabobonów i przesądów.
Nie wiadomo czemu słowo WALKA wypisane na sztandarach polskiej prawicy, wspieranej przez Kościół katolicki, z osiągnięciami nauki, myśli społecznych, koncepcji edukacyjnych akceptowanych choćby przez tych Polaków, którzy żyją na stałe lub tymczasowo w innych krajach, tu akurat ma przynieść jakąkolwiek korzyść.
Bycie w skansenie ma swoje zalety, ale na bardzo krótką metę. Przedłużanie tego, działanie wbrew naturalnemu odruchowi rozwojowemu i zamykanie się na świat kończy się tragicznie.
Przerabialiśmy to w XVII i XVIII w.
Polska prawica, która uważa się za spadkobierczynię tradycji ponadtysiącletniej Polski obija się o ściany, bo nie wie, której tradycji hołduje. Trudno uwierzyć, że tej Piastowskiej i Jagiellońskiej, kiedy nie mówiło się innym, jak mają żyć, tylko na własnym przykładzie promowało się otwarte i nowoczesne państwo. Takiej choćby zagadki przedstawicielskiej, że w sejmach doby renesansu z woli katolickiej większości szlachty polskiej zasiadali w przeważającej liczbie polscy luteranie czy kalwiniści, trudno nie uznać za objaw tolerancji i zaufania.
Wielonarodowość i, jak byśmy powiedzieli dziś, multikulturowość cechowała tamte czasy w Polsce, co przekładało się na istnienie kraju nowoczesnego, zasobnego i bezpiecznego.
Za to po zwycięstwie w Polsce nurtu kontrreformacyjnego wcześniejszy dorobek legł w gruzach, a fobie, lęki i zabobony przetwarzane na manię wielkości i poczucie sarmackiej wyższości zepchnęły kraj w przepaść bezsensownych wojen, klerykalizacji każdej sfery życia i zniszczenia rozwoju nowoczesnej nauki.
Pustkę cywilizacyjną zastąpiły bajania o woli boskiej i misji dziejowej z niej wynikającej dla całego świata. To się wydaje bliższe współczesnej myśli polskiej prawicy.
Tak jak wtedy, tak i dziś, muskuły pręży islam, słabnie Watykan, a rośnie Moskwa, za to Zachód nam w rozwoju społecznym ucieka wielkimi susami. W tym czasie u nas coraz duszniej, bo coraz bardziej histerycznie nowa kontrreformacja konserwuje porządek świata wedle własnej wizji. Gdy zatrąbią znad Tybru pewnie pójdziemy na kolejną wojnę ideologiczną, chociaż nie jesteśmy przedmurzem. Bo trudno z zabitego spróchniałymi dechami zadupia stworzyć bastion.
Piotr Kaniewski
Kącik kulinarny
Cervelle cuit en polonais - Móżdzek gotowany po polsku.
Przepis: należy zasiąść wygodnie w fotelu, włączyć telewizor, komputer i obłożyć się gazetami. Z uwagą trzeba śledzić wszystkie wystąpienia i treści objawiane przez L. Wałęsę, J. Gowina, K. Pawłowicz, K. Żalka, J. Godsona i TV Trwam. Nie kręcić głową! Samo się pomiesza. Parować do momentu, aż absmak zamieni się w smak.