Felieton z cyklu " Od deski do deski – Kaniewski. (Nie)codziennik czasów polskiej smuty"
Choć 2017 nie jest rokiem wyborczym (na razie) w samorządach lokalnych, to być może będzie kluczowy właśnie dla nich i dla przyszłości tej struktury władzy przedstawicielskiej w Polsce. Autonomia samorządów może zostać poważnie zachwiana, bo po prostu nie jest zgodna z doktryną PiS, które ma zbyt duże ciągoty do centralizacji i koncentracji zarządzania i nadzoru. Część z tych działań już zresztą wykonano, ale to tylko początek „dobrej zmiany” schodzącej na poziom lokalny.
Samorządność to jedna z dwóch spraw, która w ostatnich 27 latach naprawdę się w Polsce udała i była potrzebna. Drugą z nich jest nasze odpowiedzialne członkostwo w Unii Europejskiej. Oba sukcesy nie cieszą jednak rządzących tak, jak powinny.
Wiadomo, że w każdym procesie społecznym i gospodarczym, gdzie podmiotem są ludzie, zawsze jest coś do poprawienia i udoskonalenia. Oba – samorządność i Unia – są właśnie takimi przypadkami wielkich projektów mających bezpośredni wpływ na jakość życia społeczności i społeczeństw; są projektami żywymi i otwartymi, wymagającymi stałego reagowania na zmiany w dużej części przez same siebie stwarzane. Nieustanny monitoring, słuch i reagowanie, to podstawy żywej i dobrej demokracji. Jak ze zdrowiem.
Mój lekarz zawsze na „dzień dobry” pyta: No i jak ty się czujesz? – Podejrzanie dobrze – odpowiadam. – Cholerny hipochondryk – mruczy doktor pod nosem.
Z demokracją, a więc także z samorządem i Unią powinno być tak samo. Słuchać, wsłuchiwać się, badać, mierzyć i stosować profilaktykę. Podchodzić do zjawisk krytycznie, ale życzliwie.
PiS jednak recepty wypisuje hurtem. Cóż z tego, że strzyka coś w Ustrzykach, skoro to samo lekarstwo mają dostać wszyscy, nawet ci, których w kościach nie łamie.
Od dawna wiadomo, że brak sukcesów wyborczych w elekcjach bezpośrednich na urząd prezydenta największych miast w Polsce jest solą w oku partii rządzącej. Zresztą w mniejszych miastach wyniki były także różne od zamiarów i oczekiwań. Zdecydowano się więc na otaczanie samorządów, poprzez wzmacnianie uprawnień organów zależnych od władz centralnych. Na pierwszy ogień poszła reforma zakresu działań Regionalnych Izb Obrachunkowych oraz wzmocnienie uprawnień kuratoriów oświaty.
Z grubsza rzecz ujmując, wzmacnia się controling finansowy, bo samorządy rzekomo niewłaściwie gospodarują publicznymi pieniędzmi, więc należy wzmocnić uprawnienia nadzoru, by móc nawet doprowadzić do paraliżu organów wykonawczych, czyli prezydentów, burmistrzów i wójtów. Bat zatem już jest. Z kolei wzmocnienie roli kuratorów może i pewnie niebawem będzie doprowadzać do blokowania gmin m.in. w obsadzaniu na stanowiskach dyrektorów szkół.
Z punktu widzenia strategii PiS, jaką widać było m.in. wobec Trybunału Konstytucyjnego, okrążanie samorządów nie jest ani głupie, ani bezcelowe. Ono może stać się dla nich paraliżujące i w efekcie doprowadzić do skasowania samorządowej autonomii. Sądzę, że taki jest właśnie zamiar strategiczny, bo wynika on wprost z PiS-owskiej idei centralizacji i koncentracji władzy. A taka „dobra zmiana” jest dla samorządów lokalnych śmiertelnie niebezpieczna.
W tym roku istotą „dobrej zmiany” będzie w samorządach destabilizacja spowodowana m.in. reformą oświatową. O ile na struktury lokalne spadną koszty społeczne i finansowe „wygaszania” gimnazjów, to wina za dezorganizację planów i życia dzieci oraz rodziców, za zwalnianie z konieczności nauczycieli i dekompozycję systemu oświaty będzie zrzucana na władze lokalne. Zwłaszcza tam, gdzie nie rządzi lub współrządzi PiS. Za to samorząd lokalny może mieć problem z powierzaniem funkcji dyrektorów szkół, bo tu coraz mocniejszy będzie głos przedstawiciela państwa, czyli kuratora. Zatem nowa szkoła, zgodna z oczekiwaniami ideologicznymi władzy, będzie finansowana przez samorząd lokalny, który jednocześnie będzie miał w sprawie oświaty coraz mniej do powiedzenia. Mówiąc w skrócie, samorząd - a więc my, mieszkańcy - będzie we własnej szkole woźnym, a nie jej dyrektorem.
Zawłaszczanie kompetencji samorządowych w tym zakresie automatycznie niesie ze sobą szereg kolizji i problemów, których rozwiązywanie dotąd w większości spoczywało na barkach samorządów. Teraz ośrodek decyzyjny będzie dużo dalej od szkoły, choć zgodnie z prawem samorząd nadal w pełni będzie za tę szkołę odpowiadał. Proszę sobie wyobrazić irytację rodziców dzieci, którzy będą czegoś od samorządu żądali, a ten nie będzie mógł odpowiednio reagować. Na kogo spadnie bezpośrednia odpowiedzialność?
Zamieszanie przy okazji „dobrej zmiany” w oświacie powoduje, że dyskusja o reformowaniu samorządów nabiera tempa. Już słychać w Warszawie (zwłaszcza w Sejmie i okolicach), że niebawem pojawia się „wrzutki” w formie obywatelskich projektów zmian w wyborach do samorządów lokalnych, w tym głównie prezydentów, burmistrzów i wójtów. Nie jest wykluczone, że podjęta zostanie próba przyspieszenia tych wyborów na nowych zasadach.
Jednakże celem głównym, moim zdaniem, nie będzie samo dążenie PiS do ułatwiania zwycięstw własnym kandydatom. Ktoś taki zawsze może się urwać i zamarzy mu się samodzielność. Celem jest taka zmiana ustrojowa, która okroi de facto samorządy z autonomii, kompetencji i decyzji finansowych. Kto wie, może w obliczu kurczących się wpływów państwa przy nadmiernych wydatkach z drugiej strony, gminy zostaną obłożone „janosikowym” w skali powiatów i województw.
Samorządy to w dużej mierze organizmy o potężnym majątku własnym i dużych wpływach podatkowych. Patrząc na politykę PiS nie wykluczałbym, że w ramach „dobrej zmiany” i źle pojętej idei solidaryzmu społecznego, jedna gmina będzie zmuszana do wspierania drugiej. Weźmy też pod uwagę, że niedługo skończą się ogromne dopływy pieniędzy unijnych, co w planowaniu długofalowym również zapewne wzięto pod uwagę.
To nie są żarty, że grozi nam powrót do fasadowej samorządności, w której rada i burmistrz będą pełnili funkcje w istocie reprezentacyjne na coraz częstszych uroczystościach państwowych, gdy tymczasem prawdziwe decyzje o rozwoju lokalnym i jego kierunkach podejmie zupełnie ktoś inny.
Samorządy i wejście do UE to dwa epokowe dzieła, które naprawdę udały nam się najlepiej w ostatnich 27 latach. Dziś oba projekty i idee są mocno zagrożone. Dlatego sądzę, że ten właśnie 2017 rok będzie dla obu spraw, z których możemy być dumni, kluczowy.
„Dobra zmiana” oparta na skrajnej nieufności wobec samorządów, a z drugiej strony oparta na zazdrości wobec nich, bo potrafią lepiej planować i zarządzać, jest dla samorządów zabójcza. I teraz od samorządowców, ale także od nas wszystkich zależy, czy damy sobie te samorządy spacyfikować i przetrącić im kręgosłup, czy samorządność obronimy.
Piotr Kaniewski