Żadna wiara, ideologia lub zamiar polityczny nie wytłumaczy nigdy śmierci nawet jednego przypadkowego człowieka. Nic nie tłumaczy również zbrodni dokonanej 22 marca na brukselskim lotnisku Zaventem. O ile wiadomo, kto za tym skrytobójczym zamachem stoi, to już odpowiedź na pytanie: kto na tym zyskuje, oczywista nie jest.
W czasie radzieckiego najazdu na Afganistan (1979-1988) Armii Czerwonej przez pierwsze lata udawało się wspierać komunistyczną władzę Babraka Karmala i Mohamada Nadżibullaha. Decydowało o tym lepsze uzbrojenie „radzieckich". Przełomu na wagę wygonienia żołnierzy ZSRR i zachwiania socjalistycznym imperium dokonał amerykański kongresman Charles Wilson. Dzięki zręcznej polityce i intrygom zdołał przekonać Kongres do gigantycznego zwiększenia budżetu na zakup nowoczesnej broni dla afgańskiej opozycji. Tak wsparto mudżahedinów, a przy okazji stworzono bin Ladena i utorowano drogę do władzy ekstremistom islamskim - talibom.
Obie wojny irackie przyniosły ten skutek, że Kuwejt nie jest prowincją Iraku, nie ma też Saddama Husajna z jego krwawą ekipą.
Podobnie rewolucje w Afryce Północnej zakończyły się strąceniem (lub straceniem) dotychczasowych przywódców, choć rozgrzały społeczne emocje i dały poczucie siły fundamentalistom religijnym.
Za to w Syrii, jak na razie, rewolucja nie powiodła się. Trudno z tego się cieszyć, bo na części kraju ogarniętego wojną domową rozlokowało się tzw. Państwo Islamskie, zajmujące także część Iraku. W tym kotle walczą z sobą Syryjczycy, Kurdowie, muzułmanie z PI, a rękę na pulsie trzymają Turcy i Rosjanie.
Po co ta historia? Otóż Państwo Islamskie, które jest dziś głównym zagrożeniem dla Europy, powstało na skutek destabilizacji regionu, głównie po roku 2001 i ataku terrorystycznym na nowojorski WTC. Sami Amerykanie przyznają, że o ile uderzenie na Afganistan było zasadne, bo tam miała swoją główną kwaterę Al-Kaida, to już druga operacja iracka była fatalnym posunięciem. Dodatkowo plan tej akcji został oparty na potężnym kłamstwie ze strony administracji George'a W. Busha i miał poparcie polityków europejskich, w tym polskich.
O ile pośrednim sprawcą powstania PI są Amerykanie, to jednak nie oni politycznie korzystają na skutkach mordów terrorystycznych w Europie i na napięciu, jakie ogarnia już całą Unię Europejską.
Amerykanie mają fioła na punkcie demokracji i uważają się za głównego eksportera tej idei. Jednak niemożliwym okazało się wdrożenie demokratycznych zasad i procedur w społeczeństwach kulturowo i obyczajowo innych. Eksport demokracji ujawnił za to potężną grupę ekstremistów islamskich, dla których pożywką była z jednej strony destabilizacja i anarchizacja państw regionu, a z drugiej procedury demokratyczne, które umożliwiły im przynajmniej próbę legalizacji własnych ugrupowań i sięganie po władzę, jak zdarzyło się w Egipcie po rewolucji obalającej Mubaraka.
Idea społeczeństwa otwartego i tolerancyjnego, które jeszcze powinno żyć w państwie szanującym równouprawnienie oraz zasadę rozdziału wiary od władzy, nie była możliwa do przeszczepienia. Bo jeśli z tymi elementami mamy problem w Polsce, to jak miało się to udać w krajach plemienno-klanowych o odmiennych obyczajach i z silnym wpływem islamu, a priori wykluczającym m.in. udział kobiet w życiu publicznym?
Za te braki dalekosiężnych wizji i przewidywania skutków swoich działań militarno-politycznych polityków z USA i UE płacą dziś własnym życiem zwyczajni ludzie. Płacimy wszyscy, płaci idea zjednoczonej Europy.
Po zamachach na brukselskim lotnisku Zaventem i w metrze, jak i po niedawnych atakach terrorystycznych w Paryżu, żyjemy w coraz większym napięciu. Niewiele brakuje, aby przerodziło się ono w stan wojny. Nietrudno przewidzieć, że od 22 marca znacząco wzrosły nastroje antyimigranckie w całej UE. Tak samo nietrudno zgadnąć, że gdyby dziś w Polsce odbywało się referendum proponowane przez Pawła Kukiza, to przeciw „obcym" opowiedziałaby się miażdżąca większość.
Zwykłe ludzkie nastroje - od strachu, współczucia dla ofiar i ich rodzin po wściekłość na „obcych" - są jak najbardziej zrozumiałe. Ale od polityków wymagamy więcej, by nie spychali nas w przepaść podejrzliwości, ksenofobii i nienawiści.
Błędem jest ustawiczne wiązanie tzw. Państwa Islamskiego z islamem jako takim. Tak samo nieporozumieniem jest tłumaczenie istoty działania PI i jego przywódców względami religijnymi. Fakt, że ktoś stosuje zasady krwawego szariatu, a własną śmierć jako zbawienie nie oznacza jeszcze, że mamy do czynienia z jakąkolwiek religią. PI jest organizmem politycznym, prowadzącym akcje terrorystyczne na szeroką skalę, a dodatkowo toczącym z Zachodem wojnę psychologiczną. Otoczka religijna całej tej bandyckiej działalności jest istotnym elementem psychologicznym w rozgrywce z krajami demokratycznymi. Niestety, w coraz większym stopniu ulegamy presji na tym niewidzialnym froncie, kierując swoje lęki i nienawiść wobec mas niczemu niewinnych ludzi.
Cui bono? - po co?, na czyją korzyść?, komu to miało przynieść pożytek? Takie pytanie rozważają prawnicy, zwłaszcza w sprawach trudnych i zawiłych. Tak też jest w przypadku PI, wojny w Syrii i gigantycznej fali migrujących stamtąd do Europy ludzi. Splot wielu okoliczności sprzed wielu i niewielu lat doprowadził do eksodusu miliony osób, które w innych okolicznościach może szukałyby w Europie pracy, ale nie jakiegokolwiek schronienia.
Jednak ta ludzka fala pokazała europejskie słabości. UE zaczyna pękać, poszczególne państwa bronią się lub jawnie ignorują politykę wspólnotową. Od tego do rozpadu Unii w obecnej formule już tylko krok.
W geopolityce nic nie dzieje się przypadkiem, a z kolei Państwo Islamskie nie jest tak silne, by nie mogło zostać wprost zmiażdżone. Trudniej jest rozwiązać konflikt syryjski, bo jak zwykle nikt nie wie, co zrobić z Kurdami, ale to też nie jest zadanie niemożliwe do wykonania przez światowe mocarstwa.
Pewnie więc chodzi o walkę o ustalanie stref wpływów na politycznej mapie świata, nawet za cenę setek tysięcy ofiar. Znaczące w tym rozumowaniu są słowa przewodniczącego RE Donalda Tuska, który zaapelował kilka tygodni temu do Władimira Putina, by Rosja zaprzestała operacji militarnych w Syrii. Dziwnym trafem gros rosyjskich działań było skierowanych wobec ludności cywilnej, która w ten sposób jest zmuszana do masowych ucieczek i trafia do Europy, wprost ja zalewając.
Drugim elementem zmierzającym do rozbicia UE jest wojna propagandowa i psychologiczna. Niestety, udało się wykreować obraz człowieka z Syrii jako podstępnego Araba, który nie dość, że się nie zasymiluje, to jeszcze przeprowadzi zamach terrorystyczny.
Takie działania prowadzą bezpośrednio do narastania kryzysu w Europie. O ile Francja czy Niemcy raczej poradzą sobie z zatrzymaniem ludzi ze skrajnej prawicy w marszu do władzy, to młode demokracje, jak Polska, Węgry, Słowacja itd., tego egzaminu mogą nie przetrwać. Z kolei brak współpracy z UE w zakresie polityki migracyjnej szybko może doprowadzić do wyrzucenia nas ze strefy Schengen oraz innych reperkusji.
Jeżeli więc kraje byłego bloku wschodniego (jak Polska) odpadną od Unii, to czy trzeba zadawać pytanie: do czyjej strefy wpływów trafimy nawet tego nie planując?
Cena demokratycznej otwartości bywa straszna, jak ta, którą zapłacili 22 marca niczemu niewinni ludzie na lotnisku i w metrze w Brukseli. Ale mimo wszystko odpowiedzialności za te skrytobójcze, bandyckie ataki nie powinno rozciągać się na wszystkich migrantów, którzy też są ofiarami skrycie uprawianej polityki.
Zastraszenie i presja psychologiczna są realizowanymi zadaniami przez ludzi, którzy planują te operacje po to, byśmy nigdzie nie czuli się bezpiecznie. Także w zjednoczonej Europie...
„Jeśli nawalimy, jeśli nie połączymy Europejczyków, projekt europejski, najwspanialszy projekt w dziejach ludzkości, będzie zagrożony". Te słowa wypowiedział Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej i są one zwłaszcza dziś, w tej atmosferze współczucia i złości, żalu i strachu, nadzwyczaj aktualne.
A cóż to wszystko może obchodzić nas, tutaj w Płońsku? - ktoś spyta. Wiele, bo tu też jest zjednoczona Europa, są ludzie, którzy nadal wierzą w ten wielki projekt. Chociaż cena otwartości bywa naprawdę straszna...
Piotr Kaniewski