W ubiegłym roku znajomy ze świata zaniepokoił się i dzwoni. - Co tam u was zamach stanu i wojna z Rosją? To wsiadaj w samolot i przylatuj - mówi zdenerwowany. Ja na to, że nie latam, bo stoję tu gdzie WTEDY, a inni tam gdzie INNI. A poza tym, to tylko patrioci wyrażają swoją radość z kolejnej rocznicy odzyskania - odpowiadam. - Czego odzyskania? - dopytuje kolega. - Ano właśnie... - zawieszam głos i zapominam z tego wszystkiego o rozmówcy.
Na razie odzyskali budkę strażniczą przed ambasadą, czyli jakby to na dzisiejsze powiedzieć - Ukrainy nie wzięli, ale Krym już mają. Tak się zastanawiam od roku. Ba, ale budka nasza, policjant też, więc co odzyskali, tym bardziej, że budka z dymem poszła?
Wszystko na oczach świata, telewizje biły się o miejscówki, by news współgrał z alarmistycznym napisem na pasku. Biła się też o dźwięk i obraz TV, której jeszcze wcześniej wóz spalono. Policja tego zniewolonego kraju za to jak muchy w smole. - Palą, panie ministrze - szeptał szef akcji w krótkofalówkę. - Tylko niech nie petują na chodnikach - dobrotliwie upominał minister wszechpotężnego państwa.
Taki to problem z tą niepodległością, której przecież nie ma. Prawda?
Jutro masa ludzi z całej Polski dowie się, ze są ku...ami, szmatami, zdrajcami, sprzedawczykami i co tam komu ślina na język naniesie.
Ci zelżeni za to nie zrewanżują się odpowiednio. Nie, nie dlatego, że im grube słowo przez gardło nie przejdzie. Po prostu chamstwo obleczone w flagę sprzeda się w każdej telewizji na pniu. Żeby to zrównoważyć, musiałby prezydent Komorowski tęgim ch...em w przemówieniu rzucić, premier Ewa bluzgnąć jak warszawianka z przedwojennych Nalewek, a i tak nie wiadomo, czy by wystarczyło.
Bo zniewoleni prawdziwi patrioci muszą się przecież kryć z flagami, nie dają im marszów organizować, zamykają w przeddzień w aresztach prewencyjnych, nie dają pośpiewać ani swojej polskości wyrazić.
Taki to problem z tą niepodległością, której przecież nie ma. Prawda?
Powstał niedawno spot reklamujący Polskę. Artysta nakręcił swoją wizję nawiązującą do wyobrażeń z dziecięcych baśni filmowych fantasy, tak przecież ostatnio modnych i chętnie oglądanych również przez dorosłych. Ergo - konwencja nośna, efekt powinien być dobry.
Larum podniosło się wielkie, że baśniowy Giewont bez krzyża, a artysta to Żyd, sprzedawczyk i lewak na usługach partii rządzącej. Dobrze że skryły go gdzieś pewnie wraże służby specjalne, bo w wolnym prawdziwie kraju co najmniej dostałby po pysku i paszport podróżny jak w 1968 r. Hałas narosły przy tej okazji w świat rozniosły reżimowe media z tego kraju, który przecie zniewolony również w tym obszarze.
Taki to problem z tą niepodległością, której przecież nie ma. Prawda?
Sztukę „Pasja" wziął był napisał człowiek z katolickiej Argentyny i Argentyńczyk ją wyreżyserował. Nie pokazano jej jednak na poznańskim festiwalu ani nigdzie indziej w Polsce w formule otwartej. Grupka totalnie spacyfikowanych przez reżim ludzi z krzyżami, którzy przedstawienia nigdy nie widzieli, zapewne przedarła się przez kordony policji pałującej na rozkaz „tego pana" i zablokowała wolność artystyczną. Poszło w świat, struchlały władze Poznania, dyrektorzy teatrów, ministrowie. Wszystko w tym zniewolonym kraju.
Taki to problem z tą niepodległością, której przecież nie ma. Prawda?
Jest za to pewien pan, który do niedawna wszystkich pouczał i rozliczał w duchu wzmożenia moralnego, odnowy polskiej polityki. Też kwestionował tę niepodległość ochoczo (bo jej przecież nie ma), a byłaby, gdyby oni ster przejęli.
Nie wiem jak wygląda Polska z poziomu madryckiej płyty chodnikowej. Wiadomo, jak wygląda prominentny Polak na niej. I może wreszcie się cieszę, że nie ma TEJ niepodległości, bo gdyby była TAKA jakiej chciał ten facet, to żaden sejm, żaden wódz by go nie rozliczył.
Więc zanim jutro znów nam nabluzgacie, coś tam spalicie, kogoś pobijecie - pomyślcie o tym, czym jest ta Niepodległość, którą rzekomo jutro świętujecie najżarliwiej i najmocniej.
Bo jaka ona by nie była - trochę koślawa, marna momentami i chybotliwa z winy ludzi - to jednak Mamy Niepodległą! I ustalmy raz na zawsze, że jest. Dopiero o resztę możemy się spierać i przekonywać.
Cieszmy się tak, że gdy znajomy jutro zadzwoni, to nie zapyta o zamach stanu i przewrót krwawy, ale z gratulacjami, żeśmy wreszcie nauczyli się chociaż jeden historyczny dzień święty święcić. Amen.
Piotr Kaniewski