Wystarczy w luksusowej restauracji zasiąść do ośmiorniczek i opiekanych perliczek podlanych doskonałym winem, by wreszcie móc szczerze POrozmawiać o POlsce. Porozmawiać - nomen omen - wprost.
Wielkość tej plikoteki gromadzonej przez warszawskich kelnerów nie jest jeszcze znana, ale już powstała całkiem niezła lista przebojów. Można powiedzieć, że już po drugim czy trzecim notowaniu lider topu zmienia się dynamicznie, a założyć można, że obecny dysponent nagrań ma w zanadrzu kolejne hity tego lata.
Platforma na to podnosi krzyk, że to destabilizacja państwa, zamach stanu i działanie obcych służb.
Co do dwóch pierwszych kwestii - nieprawda. Kłopoty prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej, których rozmowy prowadzone w „trosce o państwo" nie państwo destabilizują, ale właśnie PO. Podobnie kryzys rządowy, zwany inaczej taśmowym zamachem stanu, jest kryzysem politycznym partii rządzącej i jej interesownego koalicjanta, ale nie powoduje on zatrzymania funkcjonowania kraju i administracji. Paraliż ogarnia jedynie coraz szersze kręgi Platformerskich prominentów.
Co do trzeciej kwestii - zgoda. Za ujawnieniem nagrań stoją służby obce czy gupa przestępcza, bo każdy kto nie służy PO lub coś, co tej partii nie służy, jest działaniem obcym, ergo wrogim - przestępczym.
Przy tym jednolitym u ludzi PO przekazie, że destabilizacja, że zamach, dochodzi do manipulacji ludźmi, czyli tzw. opinią publiczną, która w rozmowach prominentów bynajmniej nie występuje podmiotowo.
Ludzie PO chcą wmówić widzom i czytelnikom, że synonimem państwa jest Platforma Obywatelska; synonimem kryzysu partii rządzącej jest kryzys państwa; że synonimem pomyślności nas wszystkich są rządy PO.
O ile Rosjanom i innym naszym „przyjaciołom" restauracyjne studia nagrań przynoszą pewną korzyść propagandową, to chyba sam Putin za głowę się złapał, iż to takie proste - uderzyć w polską elitę rządzącą bez wydawania setek tysięcy euro czy dolarów, bez instalacji skomplikowanych urządzeń nasłuchowych i aranżowania wielkiej operacji wywiadowczej. Wystarczy troje chciwych kelnerów bez żadnej etyki zawodowej i można sobie do woli słuchać, jak to władcy Polski kraj swój ukochany widzą i w nim swoją rolę, oczywiście rolę nie do przecenienia.
Z rozmów, ogólnie rzecz biorąc, jawi się obraz stada wypasionych basiorów, które najadłszy się i nachłeptawszy win za publiczne pieniądze, ustalają priorytety watahy. Bacznie przy tym śledzą innych spoza stada, których najlepiej „zaje...ć" i „zapier...ć". No bo, „k...a", przecież tak trzeba.
Racja stanu jest gruntownie omawiana w postaci targów, urągania na swoje państwo, obrażania kolegów i chęci utopienia nie-kolegów, a także w innych formułach, do których zamiast drogich i wysublimowanych w smaku win, na stołach powinny stanąć puchary z krwią przeciwników politycznych. Najlepiej wszystkich, od lewa do prawa, bo tylko ta wataha sytych winnych basiorów jest godna zarządzać „tym syfem".
Można by sądzić, że gdy do stołów po pracy zasiada elita Rzeczypospolitej Polskiej, to rozmowa skrzy się wyrafinowanym dowcipem i kipi inteligentnie ciętymi ripostami, które mimo, że z podsłuchów, to trafią do języka potocznego, jak choćby Barejowskie dialogi, i tak samo zostaną entuzjastycznie przyjęte.
Zawód jest przepotężny, bo król okazał się kompletnie nagi, więc szkoda wykwintnych dań i drogich win za publiczne pieniądze, by te kurwy i chuje takimi luksusami przegryzać i popijać. Wystarczyłoby podłe piwo i gorzała z gwinta ciągnięta w bramie, ale nie laska, jak był uprzejmy zauważyć naczelny dyplomata RP nr 3.
Już do historii odeszli ludzie, którzy polityczne dyskusje i ustalenia potrafili prowadzić za pomocą głębokiej refleksji połączonej z doskonałą retoryką i erudycją, a przy tym wiedzący czym jest erystyka i jak ją praktycznie zastosować, bez urągania godności swojej, swojego urzędu, państwa i oczywiście adwersarzy, zwłaszcza gdy ci w rozmowie nie uczestniczą.
Tacy ludzie polskiej polityki już nie żyją, albo odeszli na dalsze plany, bo to nie ich świat - dorzynania watah i zaje...a konkurencji za wszelką cenę i za pomocą dowolnej metody.
Nie tylko język podsłuchanych elit jest żenująco pospolity, bo to podobno norma. Gorsza jest dwoistość osobowości naszych władców. Jakże dosłownie brzmi filmowy cytat z „Misia" - „prawda czasu, prawda ekranu, prawda...". Trudno zrozumieć wzajemną akceptację tych podsłuchanych i ujawnionych dotąd osób na dowolną interpretację prawa, które przecież sami stanowili i żądają jego przestrzegania od maluczkich.
Trudno też nie być mocno zdziwionym lub wstrząśniętym nawet, gdy prawda ekranu okazuje się zupełnie inna od prawy czasu, prawda. A akrobacje te wykonuje jedna osoba, która wyszukanym językiem z piętrowymi figurami stylistycznymi tłumaczy z telewizora narodowi co i jak, by przy kieliszku powiedzieć w zaufaniu coś kompletnie przeciwnego językiem aż nadto dobitnym.
Gdzie jest więc prawda i jaka myśl rządzi obecnie „tym" państwem, skoro nawet w nieodległej przeszłości kampania do Parlamentu Europejskiego w wykonaniu PO absolutnie przeczyła treściom ujawnianych obecnie rozmów najważniejszych w Polsce osób?
Czy prawdziwa twarz tych ludzi to ta z debat parlamentarnych, audycji radiowych i programów telewizyjnych, czy też prawdziwie naturalna twarz i myśl ujawniła się podczas tych kolacji i obiadów, gdzie dysputa o Państwie i Prawie toczy się na poziomie narady produkcyjnej w baraku budowlanym podczas ekspresowej budowy gminnej drogi w zapadłej wiosce?
Czy relacje pomiędzy organami państwa a biznesem mają wedle PO polegać na okradaniu przez watahę „tłustego misia" jednego czy drugiego? A może od razu na dorżnięciu miśka, aby spreparowany łeb powiesić w gabinecie ministra spraw wewnętrznych, notabene myśliwego?
A co mają powiedzieć te chudsze i zupełnie chude misie z całej Polski, ustawicznie i z zajadłością ścigane przez najprzeróżniejsze kontrole państwowe na podstawie praw ustalanych przez winną watahę? Okraść lokalne gminno-powiatowe chude misie i przetrzepać futerka, czy też od razu dorżnąć, żeby w tłuszcz nie obrastały?
Jak ma się bronić państwo zarządzane przez winną watahę i budować swój autorytet, skoro kradzieżą batonika z 0,99 gr prokuratura zajmuje się natychmiast, sprawcę sąd do więzienia wsadza natychmiast, ale posłem, na którego prokuratury wysokiego szczebla zebrały „straszne i przerażające rzeczy" nie chce się zająć nawet Prokuratura Generalna, bo podobno jej szef ma „deal" z premierem?
Jest takich przykładów „z taśm" całkiem sporo, nawet jakieś żarciki o ustalaniu po wyborach wyższej ceny benzyny, z których winna wataha obnażona przez cwanych kelnerów musi się wytłumaczyć, a niektórzy po prostu zmienić miejsce pracy.
„Podsłuchowywać" - jak wiemy z drugiego „Vabanku" ładnie nie jest. Ale trzeba niestety oddzielić wykonawców nagrań i ich intencje od tego, co zostało ujawnione.
Jeśli politycy takiej rangi, mający przecież mieć ochronę przed podsłuchaniem, mówią o państwie i jego sprawach, rozwiązaniach i metodach działań mogących wpływać na wybory i inne rozwiązania prawne lub personalne na szczytach władzy, to taka część rozmowy nie jest domeną wyłącznie prywatną.
Dlatego larum podnoszone przez PO i nakłanianie opinii publicznej, by iść wyłącznie tym śladem - popełnienia przestępstwa poprzez nagrania i upublicznianie rozmów prywatnych - jest szczytem hipokryzji. Kowal zawinił, Cygana powiesić - hałasuje Platforma, tymczasem winne basiory.
Piotr Kaniewski
Grafika - kliknij i powiększ - Darek Kaźmierczak