- Czwarty rok trwa, jak na pole będące własnością żony burmistrza Płońska zwożone są odpady z płońskiej oczyszczalni. Nam to śmierdzi, a pan Pietrasik mówi, że my go po prostu nie akceptujemy. Problem jest inny - mówi sołtys Krościna Maria Łukaszewicz.
- Dzieci wymiotują, żona nie może znieść tego odoru. Kiedy żona zadzwoniła do właścicielki, ta odpowiedziała, żeby o tych sprawach rozmawiać z jej mężem. A mężem jest pan Pietrasik, burmistrz Płońska. No to żona zadzwoniła do niego. Przepraszał, obiecywał, a na wiosnę i tak wozili te smrody, które leżą pod lasem - mówił Henryk Krynicki, szef kółka rolniczego w Krościnie, pokazując na szarą maź leżącą pod lasem. - Nikt z tym nic nie robi, a my musimy okna zamykać, jak zawieje stamtąd - dodaje.
W miejscu wskazanym przez Henryka Krynickiego na powierzchni kilkuset metrów kwadratowych w czwartek 2 sierpnia można było zobaczyć zwałowisko szarawej mazi. Podobna trochę do zrzuconego w pospiechu betonu lub wylanej z platformy celulozy. Powierzchnia popękana, mimo bezwietrznej pogody śmierdzi bez żadnego poruszania.
Zwałowisko pod laskiem w Krościnie to fachowo zwane osady ściekowe w postaci mazistej i ziemistej, które pochodzą z oczyszczalni miejskiej spółki Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej w Płońsku.
Dziennikarzy mediów lokalnych sprawą zainteresował radny miejski Andrzej Ferski. - Od lat jeżdżę tamtędy na treningi kolarskie. Dla ścisłości jeżdżę na terenie całego powiatu płońskiego, a nieraz dalej, więc Krościn i okolice to niejedna moja trasa. Niemniej jednak ludzie się w okolicy znają i kiedyś pan Henryk zwrócił mi uwagę na problem, z którym sami nie mogą sobie poradzić - opowiada radny. - Wiedział, że jestem radnym, a pole należy do żony burmistrza. Wiedziałem, że mieszkańcy próbowali sami interweniować u właścicielki, u pana Pietrasika, a także u wójta, dlatego myślałem, że sprawa zostanie rozwiązana. Jednak dostarczanie „towaru" trwało nadal, a prośby mieszkańców nie zostały zrealizowane - mówi radny Ferski.
- Przecież widzimy, co się dzieje. Przyjeżdżają ciężarówki z PGK i zwalają opady. Trwa to już czwarty rok. Dopiero po pewnym czasie, np. po żniwach lub wiosną odpady są wożone na pola należące do pani Pietrasik, a tak przecież nie można - informuje Henryk Krynicki.
Podobnie sprawę relacjonuje sołtys Krościna Maria Łukaszewicz. - Problem nie tylko widzimy, ale przede wszystkim czujemy. Nie mamy paryskich nosów, jednak uciążliwość jest okropna. Zwracałam się do pana Pietrasika, który obiecał, że problem zlikwiduje, że będą bardziej wapnować, a tu już czwarty rok leci. Są okresy, że nie można okien otwierać, tak śmierdzi - dodaje sołtys Krościna.
Maria Łukaszewicz informuje nas także, że usłyszała od burmistrza Płońska, iż wszystko jest legalne, a cała sprawa bierze się stąd, że mieszkańcy Krościna po prostu go nie akceptują.
- Ja tylko powiedziałam, że jak mu nie śmierdzi, to niech się przeprowadzi, pomieszka trochę i wtedy poczuje. Dziwię się tej uporczywości, bo nasz wójt (Wiesław Przedpełski - red.) też rzucił raz te odpady, ale po naszych uwagach zaniechał tego sposobu nawożenia. Szkoda, że tak jest jak jest, bo kiedy wójt, sekretarz gminy czy żona burmistrza Płońska kupowali u nas grunty, to myśleliśmy, że Krościn awansuje. Zrobił się niestety badziew - konstatuje Maria Łukaszewicz.
Zadzwoniliśmy więc do Delegatury Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska w Ciechanowie z pytaniem, czy odpady komunalne mogą leżeć w takiej formie, jaką widzimy. Kierownik działu inspekcji delegatury WIOŚ Marek Nowotczyński powiedział, że odpady leżeć nie mogą, ale w celu udzielenia dokładnej odpowiedzi potrzebna jest inspekcja - wizja lokalna na miejscu.
W Krościnie pojawiła się więc inspektor Krystyna Gallera z ciechanowskiej WIOŚ. - Szok - stwierdziła po zobaczeniu miejsca składowania odpadów z oczyszczalni.
Na miejsce zostali wezwani reprezentanci płońskiej spółki PGK, którzy na pytania kontrolerki odpowiedzieli, że nie wiedzą czyje jest pole, nie wiedzą kiedy przywożono widoczne odpady i nie wiedzą też, ile odpadów tam się znajduje. Pracownicy PGK wiedzieli za to, że odpady mają atesty. - A potem się dziwicie, że rosną ceny wody - powiedział jeden z pracowników, co miało być zapewne przytykiem do wszczęcia interwencji kontrolnej, która oznacza być moze koszty dla firmy.
Obecnie trwa kontrola dokumentów w spółce PGK, sprawdzanie atestów i próbek pobranych na miejscu ich znalezienia.
Nawóz, ale nie do takiego składowania
Inspektor WIOŚ Krystyna Gallera poinformowała dziennikarzy o podstawach prawnych używania komunalnych osadów ściekowych w rolnictwie. Z Ustawy o odpadach, art. 43 tejże, wynika, iż odpady komunalne mogą być stosowane w rolnictwie po spełnieniu szeregu kryteriów.
Większość obowiązków wynikających z ich użycia na polu spoczywa po stronie producenta odpadów, czyli w tym przypadku miejskiej spółki PGK. W zakres obowiązków wchodzą m.in. atesty okresowe, badania gleby, przekazanie właścicielowi nieruchomości informacji o maksymalnych dawkach użycia tego nawozu, informacji o zakazie nawadniania tych odpadów, jeżeli zostały wcześniej poddane procesowi osuszania itd.
Za to właściciel nieruchomości, na której używa się takich nawozów, jest zobowiązany ustawą do przechowywania wyników badań i analiz oraz innych informacji uzyskanych od producenta przez 5 lat. Z kolei na składowanie odpadów tego typu niezbędne jest zezwolenie.
W tym zakresie zastosowanie ma jeszcze rozporządzenie ministra rolnictwa, dotyczące użycia osadów ściekowych jako nawozu. W § 4 rozporządzenia zawarto zapisy dotyczące sposobu wprowadzenia do gruntu:
- osady w postaci płynnej mogą być wprowadzane do gruntu tylko metodą iniekcji (wstrzykiwania) lub metoda natryskiwania, w tym hydroobsiewu,
- osady ściekowe w postaci mazistej i ziemistej należy rozprowadzać równomiernie, na powierzchni gruntu i niezwłocznie z nim zmieszać.
„Wytwórca osadów musi ustalić dawkę osadu do zastosowania na danym gruncie oddzielnie dla każdej zbadanej objętości osadu. Komunalne osady ściekowe muszą być zmieszane z gruntem niezwłocznie po przetransportowaniu na nieruchomość gruntową, na której mają być stosowane, tj. nie mogą być w miejscu stosowania magazynowane. Przepis ten dodano do nowego rozporządzenia, aby zaprzestano dotychczasowych praktyk długoterminowego magazynowania osadów (odpadów) w sposób niekontrolowany na polu." - czytamy w komentarzu na portalu Eko-Akademia.
W przypadku Krościna mowa jest o osadach w postaci mazistej lub ziemistej, które też nie mogą być składowane na polu - o czym mówili również mieszkańcy Krościna.
Pojawia się za to magiczne określenie „niezwłocznie", cóż ono oznacza a praktyce?
- Rozporządzenie używa tej formuły, która w praktyce oznacza dwa, trzy dni - informuje inspektor Krystyna Gallera.
Dowiadujemy się też, że istnieją specjalne zasady określające sposób zmieszania z glebą odpadów. Nie wystarcza samo rozrzucenie ich na polu, ale równie ważne jest odpowiednio głębokie zaoranie. To na marginesie, bo w obecnej sytuacji w Krościnie nie ma miejsca na zaoranie - wokół pola pszeniczne czekające na żniwa i lasek.
W obecnej sytuacji inspekcja może wydać (i pewnie tak zrobi) decyzję o usunięciu odpadów i o przywróceniu terenu składowania do stanu właściwego. To obciąży miejską spółkę PGK, która być może otrzyma jeszcze mandat karny za złe zarządzanie odpadami osadowymi.
Ustawa i rozporządzenia określają też kompetencje władz samorządowych (prezydentów, burmistrzów i wójtów) oraz starostów w zakresie obowiązku dbania o środowisko i sposobach kontroli i egzekucji prawnej w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości. Tu takie działania wszczęte nie zostały, mimo interwencji mieszkańców Krościna u wójta.
Teraz pozostaje tylko czekać na ostateczny wynik kontroli i badań odpadów, dokumentów spółki w tym zakresie i zaprzestania przez właścicielkę działki lub jej pełnomocników utrudniania życia swoim - było nie było - sąsiadom. Oni nie chcą stamtąd ani nikogo wyganiać, ani nie wtrącają się w rolne praktyki innych gospodarzy, a chcą jedynie, żeby im nie śmierdziało i żeby nie grano im na nosach.
Piotr Kaniewski
Od autora: Bez paniki. Osady mogą stanowić nawóz, jeśli są odpowiednio przygotowane, a tu spółka wielokrotnie ręczyła, że ma atesty. Problemem jest przetrzymywanie ich w postaci odkrytej i tworząca się m.in. uciążliwość odorowa, która w wielu miejscach kraju wywoływała i wywołuje duże protesty. Mamy taki nawet w Płońsku, też w PGK i też w związku z tymi osadami, a nie z sortowni.
Kiedyś prezes PGK mówił, że w celu redukcji emisji zapachów potrzebna jest inwestycja w specjalne pokrywy na zbiorniki oczyszczające, ale nie ma na to pieniędzy. Cały czas pozostają jednak odpady, które też śmierdzą. Wybrano więc inne wyjście - niech śmierdzi w Krościnie.
Tym sposobem spółka wpędziła się w kłopoty, bo będąc właścicielem odpadów musi dopilnować, aby zostały one zgodnie z prawem zagrzebane w ziemi. Jeden z pracowników PGK powiedział mi, że nie wyobraża sobie skutecznej kontroli w tym przypadku, bo burmistrz jest bezpośrednim reprezentantem właściciela spółki (jednoosobowym zgromadzeniem wspólników - red.), czyli miasta, i trudno się spodziewać nakazu ze strony prezesa, by odpady właśnie niezwłocznie mieszać z gruntem w odpowiedniej dawce. Kółko się zamyka, a w Krościnie - jak mówią - rzygają od odoru i zamykają okna.(PK)