W miasteczku nad Płonką w procesach o czary stracono kilkadziesiąt kobiet. Płońsk na przełomie XVII i XVIII w. był jednym z niechlubnych, największych ośrodków „polowań na czarownice” w Polsce.
Jak podają źródła, na przełomie XVII i XVIII wieku Płońsk był jednym z największych w Polsce ośrodków bezmyślnych, okrutnych, straszliwych zbrodni nie zawsze inicjowanych przez kościół - „polowań na czarownice”.
W 1679-1716 r. w miasteczku nad rzeką Płonką i okolicach trwały procesy o czary. Stracono w nich łącznie kilkadziesiąt kobiet… Taki budzący grozę wpis znajduje się w kalendarium Płońska na stronie Miejskiej Biblioteki Publicznej.
Szczegółów m.in. szukała Magdalena Walusiak – dziennikarka i prezenterka, która o czarnej karcie historii dzisiejszej stolicy powiatu opowiada w swym cyklu: „Śladami Legend Mazowsza - Czarownice, kulka w herbie i utracony deser/Płońsk" na kanale Youtube.
Pozbywano się m.in. wrogów politycznych
Jednym z powodów okrutnych procesów był okres destrukcyjnych w historii miasta wydarzeń, m.in. najazd szwedów, bieda, zaraza. Za całe zło mniejsze bądź większe znaleziono kozła ofiarnego - kobiety, które podejrzewano o „czary” . Wytaczane procesy były też metodą na pozbycie się wrogów politycznych, metodą na pozbycie się tych, którzy nie sprzyjają bądź posiadali większy majątek, który można było przejąć... Tak było również i w Płońsku.
"Szlachta płońska w walce z czartem"...
W 1933 r. ukazała się licząca zaledwie 20 stron książka autorstwa Zygmunta Lasockiego zatytułowana: „Szlachta płońska w walce z czartem” (na zdjęciu poniżej fot. polona.pl).
Na początku stracono trzy kobiety oskarżone przez żonę stolnika...
Pierwszy proces o czary w okolicach Płońska wytoczyła prosta kobieta z gminu, która awansowała społecznie na szlachciankę wychodząc za mąż za stolnika zakroczymskiego (urzędnika sprawującego pieczę nad stołem panującego, red.). Pani stolnikowa podejrzenia skierowała na trzy włościanki ze swej wioski Kołoząb, obecnie miejscowości w gminie Sochocin.
Jak przytacza autorka cyklu, cytując wymienioną książkę, „ stolnikowa wytoczyła proces trzem babom czarostwem się bawiącym. Jedna z nich, wdowa Marianna zwana Kazimierką na torturach przyznała się, że była na „Łysej górze” i wyleciała kominem posmarowawszy się w kaflu u pieca”. Dwie pozostałe nie przyznały się, co było świetnym dowodem oddania czartowi… wszystkie kobiety stracono paląc na stosie...
Jak opowiada Magdalena Walusiak, to nie był sąd kościelny lecz posługując się językiem staropolskim - sąd gajony (prawnie otwarty, legalny red.) ławniczy płoński, który zjechał do Kołozębia 18 maja 1699 r. pod przewodnictwem podwójciego, sławetnego Antoniego Przyborowskiego.
"Ksiądz obił gębę"
Przeciwko karom i procesom o czary w roku 1708 w Płońsku, co jest dość zaskakujące, przeciwstawił się nawet ówczesny proboszcz Jan Waśkiewicz, atakując zwolenników procesów z ambony. Gdy jeden z nich zaprotestował, cytuje autorka cyklu, " ksiądz obił mu gębę", a był to Walenty Urbańczyk...
Takich takich tragedii w Płońsku i w okolicznych wioskach wydarzyło się kilkadziesiąt. W 1776 r. Sejm zniósł procesy i karę śmierci za czary. Jednak stosy zapłonęły jeszcze w czasach zaborów.
(DK)
Zdjęcie tytułowe: Planet
„Śladami Legend Mazowsza - Czarownice, kulka w herbie i utracony deser/Płońsk"